Gdy Aneta wyprowadziła się z domu do innego miasta, by tam mieszkać z mężem wiedziałam, że nie będzie już tak prosto egzekwować od niej powinności, jakie wciąż przecież miała wobec nas - swojej rodziny. Nasze zwyczaje i zasady wciąż ją obowiązywały, o czym bezczelnie zapomniała...
To małżeństwo zmieniło ją na gorsze
Aneta zawsze robiła to, co jej kazano. Była zawsze na wezwanie i bez szemrania robiła to, co do niej należało, a gdy się buntowała, dobrze wiedziałam, na której strunie zagrać, by się zamknęła i robiła swoje. Dla niej poczucie winy było, jak wewnętrzny samozapłon, dobrze było widać, gdy ją dręczyło, bo bardzo przy tym się męczyła. Wiedziałam, jak wzbudzić w niej poczucie winy, by starała się jeszcze bardziej.
Gdy wyprowadziła się z domu, wciąż robiłam wszystko, by jak najczęściej ściągnąć ją do nas - wigilia Bożego Narodzenia, Wielkanoc, opieka nad zwierzętami, czy dziećmi jej starszego rodzeństwa... W pewne Boże Narodzenie, mój mąż zniweczył mój cały misterny plan na ściąganie córki do domu na zawołanie...
Tego roku to na rodziców męża córki wypadła kolej, by dzieci były na Wigilii. Postanowiłam zadzwonić i powiedzieć, że żadnych ciotek, ani kuzyństwa w tym roku z nami nie będzie, jej siostry i brata też nie będzie, więc będziemy z ojcem sami. Nie była to do końca prawda, bo po prostu nie było wiadomo, czy wszyscy dotrą w tym roku. Gdy to usłyszała, od razu wiedziałam, że prędzej czy później przyjedzie - z mężem, albo i bez niego. Dla mnie to nie miało znaczenia.
Okazało się, że rodzice jej męża faktycznie zostawali w tym roku sami, więc ostatecznie mąż poszedł do swoich, a córka przyjechała autobusem do nas. Zanim jednak dotarła, jedna z sióstr mojego męża przyjechała z dwiema córkami. Pomyślałam, że będzie wesoło. Gdy Aneta stanęła w progu - sama, zobaczyła nas wszystkich, po raz pierwszy widziałam ją naprawdę wściekłą. Rozpłakała się, a mój mąż widząc to nakrzyczał na mnie! - Oni są małżeństwem do cholery! - ryknął - w Święta Bożego Narodzenia powinni byc razem! A tobie to zwisa!
Ubrał się wtedy, zapakował córkę do samochodu i odwiózł do naszych swatów. Od tego czasu, córka nie kontaktuje się ze mną. Mój mąż w międzyczasie zmarł, bez napisania testamentu, więc zrobiłam wszystko, by Aneta nic po nim nie dostała. Udało się, ale teraz już nie mam nad nią żadnej kontroli.
Choć brakuje wypłaty męża, wszystko oddałam najstarszej córce, od której uzależniłam się finansowo. Sprowadziłam ją do siebie z dziećmi i mężem. Reszta dzieci musi sobie radzić sama. Ważne, bym mogła zostać w tym mieszkaniu. Nie żal mi Anety. Gdy któryś raz z kolei poprosiłam ją o to, by przyjechała pilnować moich kotów pod nieobecność nas wszystkich, a ona odmówiła wiedziałam, że mój mąż ją zepsuł odworząc wtedy do swatów... Trudno, niech nie przychodzi, gdy powinie się jej noga!
Mam raka, bardzo się boję, ale nie powiadomię jej. Gdy dzwoni, to nie odbieram, a gdy pisze do mnie, nie odpisuję, albo piszę oschle i oficjalnie. Zadbałam o to, by wszyscy w rodzinie mysleli o niej jak najgorzej i też o to, by nikt jej nie powiadomił o śmierci jej ojca chrzestnego. Niech ma za swoje!
Co o tym sądzicie?
O tym się mówi: Wywołującą dreszcz na plecach chwilę przeżył ojciec, który nagle stwierdza, że jego dziecko zniknęło. O co chodzi