Kiedy zobaczyłam ją po tylu latach, serce zabiło mi szybciej. Stała na ulicy, uśmiechnięta, pełna energii, jakby czas się dla niej zatrzymał. Moja dawna przyjaciółka, z którą dzieliłam młodość, marzenia i plany na przyszłość, teraz wyglądała na osobę, która w pełni korzysta z życia. Patrząc na nią, poczułam, jak w mojej duszy coś drgnęło, jakby nagle obudziły się dawne wspomnienia i dawne tęsknoty, które pogrzebałam głęboko w sobie.
Podbiegła do mnie z entuzjazmem, a ja przez chwilę zapomniałam o swoim życiu, o codzienności, która już dawno przestała być ekscytująca. Rozmawiałyśmy, jakby czas się cofnął – opowiadała o swoich podróżach, o nowej pasji do malowania, o ludziach, których poznała, o wszystkim, co ją uszczęśliwiało. Cieszyła się każdym szczegółem, każdym dniem. W jej oczach była ta iskra, którą kiedyś i ja w sobie nosiłam.
Ale teraz? Moje życie wyglądało zupełnie inaczej.
Codzienność była dla mnie ciągiem obowiązków i zobowiązań. Od kiedy moje dzieci założyły własne rodziny, byłam tą, na której spoczywała odpowiedzialność za wnuki. To ja wstawałam wcześnie rano, szykowałam im śniadanie, pomagałam w lekcjach, biegałam z nimi po lekarzach. To ja byłam dostępna zawsze, kiedy moi synowie czy córki tego potrzebowali. Wszyscy wiedzieli, że na babcię zawsze można liczyć.
Opowiedziałam jej o moim życiu, a ona patrzyła na mnie z lekkim smutkiem i współczuciem, jakby rozumiała, że coś w moich słowach było ukryte między wierszami. Może ona, jako moja dawna przyjaciółka, dostrzegła więcej niż ktokolwiek inny.
– „A co z tobą? Co sprawia ci teraz radość?” – zapytała, przerywając moje opowieści o wnukach.
Milczałam. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Od lat nie myślałam o sobie, o swoich marzeniach, o tym, czego pragnę. Każdy dzień był zdominowany przez potrzeby innych, przez ich życie, które toczyło się, podczas gdy moje jakby stanęło w miejscu.
– „Ja… ja chyba już nie wiem, co sprawia mi radość,” wyszeptałam, a w głosie czułam cień dawno tłumionego żalu. „Moje życie jest takie… przewidywalne. Wszystko kręci się wokół dzieci i wnuków.”
Ona spojrzała na mnie z troską i czułością, której dawno nikt mi nie okazał.
– „Kiedyś też miałaś swoje marzenia, pamiętasz? Chciałaś podróżować, odkrywać świat… To jeszcze nie jest za późno,” powiedziała, ściskając moją dłoń.
Te słowa były jak przebudzenie. Zrozumiałam, że oddałam swoje życie innym, zapominając, że mam prawo do własnych pragnień, że mogę żyć nie tylko dla innych, ale i dla siebie. Patrząc na nią, poczułam, że wciąż jestem w stanie zmienić coś, że może mogę znaleźć w sobie choć odrobinę odwagi, by znów poczuć smak życia.
Kiedy pożegnałyśmy się, wróciłam do domu, ale coś we mnie się zmieniło. Patrząc na śpiące wnuki, zrozumiałam, że kocham ich nad życie, ale nie mogę zapomnieć o sobie. Tamtego dnia postanowiłam, że znajdę czas, by żyć – nie tylko jako babcia, ale też jako kobieta, która kiedyś miała swoje marzenia i wciąż może je spełniać.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Wiele lat pracowałam za granicą. Kiedy wróciłam, dzieci powiedziały, że mnie nie potrzebują": A to wszystko było dla nich
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Archiwalne zdjęcie Elżbiety Zającówny, którego nikt wcześniej nie widział. Przypadkiem znalazła je w szufladzie