Chociaż nie nazwałbyś go pewnym siebie niechlujem, gdybyś chciał. Gdyby był słabeuszem, nie awansowałby na stanowisko kierownika wydziału. Mężczyzna tak tłumaczy swoją zasadę życiową: - Lepiej uczyć się na błędach innych, niż zrobić coś super oryginalnego, a potem gryźć się w łokcie, nie wiedząc, jak sobie poradzić z konsekwencjami. Nie jestem geniuszem! Tylko oni wiedzą, jak zamienić swoje słabości w zalety.
Nie widziałam nic złego w takim stanowisku, chociaż sama uważam inaczej. Oczywiście biorę pod uwagę doświadczenia innych, ale u mnie to jest na drugim, a nawet trzecim planie. Decydując o czymś, kieruję się przede wszystkim swoimi życzeniami i możliwościami. I nie ma znaczenia, że moje rozwiązanie będzie zbyt innowacyjne. Dokładnie zastanawiam się nad możliwymi błędami i mam kilka planów awaryjnych na ich wypadek.
Lubię swoją pracę, dlatego po urodzeniu dziecka nie zamierzałam robić zbyt długiej przerwy, a tym bardziej się z nią żegnać. Zamierzałam pracować do ósmego miesiąca, siedzieć na urlopie macierzyńskim do ukończenia przez dziecko sześciu miesięcy, a potem znaleźć dobrą nianię.
Z jednej strony chciałam zostać mamą, z drugiej nie chciałam zostać gospodynią domową, która rezygnowała ze swoich marzeń i życia jedynie sprzątając i opiekując się dzieckiem. Przedwczoraj mój mąż wrócił z pracy z surowym wyrazem twarzy i niemal od progu dał do zrozumienia, że moje plany od teraz nie mają znaczenia.
- Jak tylko zajdziesz w ciążę, rzucisz pracę! Tymczasem szukaj następstwa i przekaż sprawy – rozkazał nagle Sławek. - Co się z tobą dzieje? Zdecydowaliśmy już dawno! – odpowiedziałam zdziwiona. - Tylko ty zdecydowałaś, nie pytałaś mnie.
Wbił sobie głęboko do głowy, że teraz będąc szefem działu powinnam, żyć jak inni szefowie działów w swojej firmie. Postanowiłam zadziałać podstępem. - No cóż, niech tak będzie — udałam, że się zgadzam — ale stawiam kilka warunków. Mąż spojrzał na mnie pytająco, a ja wyraziłam, czego dokładnie chcę w zamian za rezygnację z kariery.
Najpierw Sławek musiał płacić pensję za pracę jako matka i żona, taką, jaką teraz zarabiam, czyli trzy czwarte jego pensji. Po drugie, nie mam obowiązku tłumaczyć się z wydatków. Wydaję je, gdzie chcę.
Po trzecie, jeśli to jest praca (w końcu sam mąż nazywał macierzyństwo i życie codzienne karierą), to powinnam mieć dni wolne i wakacje. Innymi słowy, w soboty i niedziele oraz dwa, trzy tygodnie w roku Sławek sam zajmuje się domem lub zatrudnia kogoś. Kiedy skończyłam, mąż najpierw zaczerpnął powietrza, a potem oburzył się, że to nieludzkie, bo żony jego kolegów szefów nie przedstawiły takich warunków.
- Nie mam zamiaru zrównywać się z nimi, żeby obniżyć poziom swojego życia! - odpowiedziałam ze złością i ponowiłam swoje żądania. - Oczywiście, mam dobrą pensję, ale nie wystarczy na twoje prośby — powiedział Sławek mniej pewnym siebie tonem. - Więc kieruj innym działem. Jesteś jedynym zarabiającym w naszej rodzinie! Albo wróćmy do pierwotnego planu – zasugerowałam.
Mąż spuścił z tonu i mam nadzieję, że przemyśli swoje pomysły...
Nie przegap: Afera wokół występu Małgorzaty Ostrowskiej. Legenda polskiego rocka zaliczyła wpadkę