Chciałam zrobić coś dobrego, coś, co przyniesie ulgę potrzebującym. Uzbierałam kilka worków pełnych ubrań – ciepłe swetry, kurtki, spodnie, a nawet parę butów. Większość z nich była w doskonałym stanie, niektóre praktycznie nowe. Uważałam, że w Kościele znajdą one nowe domy, ludzi, którzy ich naprawdę potrzebują.


Kiedy w końcu dotarłam na miejsce, podeszłam do osoby odpowiedzialnej za zbiórkę. Z uśmiechem na twarzy oznajmiłam, że przyniosłam ubrania dla potrzebujących. Oczekiwałam słów wdzięczności, może nawet pochwały za mój gest.


Zamiast tego, spojrzała na mnie chłodno i z wyraźnym zniecierpliwieniem zapytała: "A co to za ubrania?" Zdziwiona odpowiedziałam, że to rzeczy, które już nie są mi potrzebne, ale mogą jeszcze komuś posłużyć. Kobieta spojrzała na worki i z wyraźnym niezadowoleniem rzuciła: "Nie możemy przyjmować wszystkiego, co ludzie chcą wyrzucić. To nie jest śmietnik. Potrzebujemy nowych rzeczy, a nie używanych."


Poczułam, jak serce zaczyna mi szybciej bić. Czyż nie to właśnie miałam na myśli? Żeby ubrania, które są jeszcze w dobrym stanie, mogły służyć innym? Zmieszana, nie wiedząc, co powiedzieć, po prostu stałam tam z tymi workami w rękach, czując się jak ktoś, kto zrobił coś złego.


Ostatecznie zabrałam swoje rzeczy z powrotem do samochodu, czując gorycz i smutek. Nigdy bym nie przypuszczała, że chcąc zrobić coś dobrego, zostanę tak potraktowana. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego mój gest został tak źle odebrany. Ta sytuacja nauczyła mnie, że nawet najlepsze intencje mogą spotkać się z niezrozumieniem. Wracając do domu, zastanawiałam się, co teraz zrobię z tymi ubraniami i jak inaczej mogę pomóc potrzebującym, aby moje działania zostały docenione, a nie odrzucone.


To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Moja synowa zawsze przykrywa wnuka kocem, mimo że na zewnątrz jest gorąco": Uważam, że to bezodpowiedzialne


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Michał Szpak do końca nie dał tego po sobie poznać. Jego wpadka w TVP obiegła media