Siedzę w samochodzie, trzymając ręce na kierownicy, i patrzę na światła naszego domu. Miejsca, które budowałem przez lata. Miejsca, w którym dorastały nasze dzieci, w którym spędziliśmy tysiące wieczorów przy herbacie i rozmowach o życiu.
Powinienem wejść do środka. Powinienem pocałować żonę na powitanie i zapytać, jak minął jej dzień.
Ale nie potrafię.
Bo wiem, że już jej nie kocham.
Nie wiem, kiedy to się zaczęło. Może to był ten dzień, gdy pierwszy raz spojrzałem na Olgę inaczej niż na koleżankę z pracy. Może to było wtedy, gdy rozmawialiśmy do późna i poczułem, że z nią mogę mówić o wszystkim. Może wtedy, gdy pierwszy raz dotknęła mojej dłoni, a ja nie cofnąłem się, choć powinienem.
Nie planowałem tego. Nigdy nie chciałem zranić mojej żony.
Byłem jej wierny przez 35 lat. Wspierałem ją, gdy zachorowała jej matka, trzymałem ją za rękę przy narodzinach naszych dzieci, świętowałem z nią każdą rocznicę. Byłem mężem, jakim powinienem być.
A jednak teraz siedzę tu, boję się wrócić do domu i nie potrafię udawać, że wszystko jest jak dawniej.
Czy to oznacza, że byłem złym mężem? Czy to oznacza, że zmarnowaliśmy te lata?
Wiem, że jeśli jej o tym powiem, złamię jej serce. Wiem, że nic już nie będzie takie samo. Ale czy można żyć w kłamstwie tylko dlatego, że prawda jest zbyt bolesna?
Biorę głęboki oddech, otwieram drzwi i wchodzę do domu.
— Już jesteś? — pyta żona z uśmiechem, podchodząc, by mnie pocałować.
I wtedy wiem, że to, co zaraz powiem, na zawsze zmieni nasze życie.
Tylko czy mam do tego prawo?
To też może cię zainteresować: Kontrowersje wokół Karola Nawrockiego eskalują. Jak wyciek informacji mogą wpłynąć na jego kampanię prezydencką
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Moja matka zniszczyła mi życie": Mąż nie wytrzymał jej opieki nad naszą rodziną