Nie było w tym nic złego, dopóki nie zaczęła traktować mojego życia jak swojego projektu. W jej mniemaniu wiedziała lepiej, co powinnam czuć, z kim się spotykać i jak żyć. „Kochanie, ja tylko chcę dla ciebie dobrze” – powtarzała jak mantrę. Wtedy jeszcze wierzyłam, że to prawda.

Kiedy poznałam Tomka, byłam szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Prosty chłopak z sercem na dłoni, może bez wielkich ambicji, ale uczciwy i kochający. Mama od początku patrzyła na niego z góry.


– On nie jest z twojej bajki – powiedziała już po pierwszym spotkaniu. – Ty potrzebujesz kogoś, kto ci zapewni przyszłość, a nie chłopca, który klepie biedę.


Zignorowałam to. Myślałam, że gdy zobaczy, jak bardzo się kochamy, zmieni zdanie. Niestety, myliłam się.

Mama nie mogła znieść, że ktoś inny ma na mnie wpływ. Wtrącała się w każdy szczegół naszego życia. Raz mówiła, że Tomek za mało zarabia, innym razem, że nie pomaga mi w domu, że jestem dla niego „za dobra”. Niby w trosce, ale każde jej słowo siało nieufność. A ja – głupia – coraz częściej słuchałam.

Pewnego dnia zaczęłam zauważać, że między mną a Tomkiem rośnie mur. Kłóciliśmy się o drobiazgi. O to, że za długo rozmawiam z mamą. O to, że znów podpowiada mi, co mam robić. „Twoja matka steruje tobą jak marionetką” – powiedział któregoś wieczoru. Wybuchłam wtedy złością.


– Ona chce tylko dobrze! – krzyknęłam.


– Nie, ona chce cię mieć tylko dla siebie – odpowiedział spokojnie.

Wtedy nie chciałam go słuchać. Ale miał rację.

Mama z każdym dniem wchodziła w nasze życie coraz głębiej. Podsłuchiwała rozmowy, komentowała nasze decyzje, a gdy mówiłam, żeby dała nam spokój, udawała obrażoną. „Po prostu się martwię” – tłumaczyła z łzami w oczach. A ja znów czułam się winna.

Ostatecznie Tomek spakował walizkę po jednej z kłótni. Powiedział, że mnie kocha, ale nie może żyć z dwiema kobietami naraz.


– Albo ona, albo ja – powiedział.


Nie potrafiłam wybrać. Milczałam, a on wyszedł.

Dopiero gdy zostałam sama, zrozumiałam, jak bardzo pozwoliłam matce zniszczyć moje małżeństwo. Nie dlatego, że chciała źle, tylko dlatego, że nigdy nie umiała kochać inaczej niż przez kontrolę.

Mijały miesiące. Nie odbierałam telefonów od mamy. Byłam zbyt zraniona. Aż któregoś dnia sama przyszła pod moje drzwi.


Stała tam, starsza, jakby nagle przygarbiona przez życie.


– Wiesz… – zaczęła cicho. – Myślałam, że jak będę cię chronić, to będziesz szczęśliwa. Nie wiedziałam, że odbieram ci wszystko, co ważne. Przebacz mi.

Nie potrafiłam nic powiedzieć. Po prostu ją przytuliłam.

Dziś wiem, że matka może zniszczyć nawet największą miłość – nie ze złej woli, ale z lęku przed utratą dziecka.


I wiem też, że przebaczenie nie cofa przeszłości, ale pozwala z niej nie umrzeć.

Mama zawsze mówiła, że wie, co dla mnie najlepsze. A potem sama poprosiła mnie o przebaczenie.


Bo najtrudniej zrozumieć, że miłość bez granic potrafi zranić bardziej niż nienawiść.

To też może cię zainteresować: Edzia z "Królowych życia" nie może pogodzić się z odejściem Jacka Wójcika. Jej słowa łamią serce

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Dwoje nastolatków zaginęło tego samego dnia. Policja potwierdziła najgorszy scenariusz