Całe życie wierzyłam, że rodzina to coś, na czym zawsze można polegać. Że jeśli nadejdą trudne chwile, będziemy się wspierać, pomagać sobie nawzajem. Szczególnie ufałam mojemu bratu, Adamowi. Był młodszy ode mnie o trzy lata, ale zawsze twierdził, że kiedy przyjdzie czas, podzielimy się odpowiedzialnością za naszych rodziców.

„Nie martw się” – mówił, kiedy zaczęli chorować. „Będę im pomagał tak samo jak ty.”

Ale to były tylko słowa.

Kiedy mama zachorowała, a tata coraz bardziej tracił siły, Adam obiecał, że będzie przy nich tak samo jak ja. Tylko że nigdy go nie było.

Najpierw tłumaczył się pracą. „Mam ważne projekty, nie mogę teraz brać wolnego.”

Potem mówił, że ma problemy finansowe. „Nie stać mnie na dokładanie się do ich opieki, może za kilka miesięcy…”

Później pojawiła się wymówka, że jego żona nie czuje się dobrze z tym, że tak często odwiedza rodziców.

A w końcu przestał nawet odbierać telefony.

To ja byłam przy nich, kiedy mama straciła czucie w nogach i trzeba było organizować rehabilitację. To ja zajmowałam się tatą, gdy lekarz powiedział, że jego serce może w każdej chwili odmówić posłuszeństwa. To ja wstawałam w nocy, podawałam leki, robiłam zakupy, płaciłam za wszystko z własnej kieszeni. A on?

On żył swoim życiem. Jeździł na wakacje, dodawał zdjęcia z weekendów w górach, a ja czytałam jego posty w mediach społecznościowych, siedząc przy łóżku mamy w szpitalu.

Gdy pewnego dnia zadzwoniłam i powiedziałam, że nie daję już rady, usłyszałam w odpowiedzi:

„Siostra, nie przesadzaj. Robisz z tego większy problem, niż jest. Oni jeszcze jakoś sobie radzą, prawda?”

Nie wytrzymałam.

„Oni sobie radzą?! To ja przy nich jestem 24 godziny na dobę! To ja rezygnuję ze swojego życia, bo ty nie masz czasu! Czy kiedykolwiek pomyślałeś, jak to dla mnie wygląda?”

Westchnął. „Wiesz, że zawsze mogłaś odmówić.”

Odmówić? Jak można odmówić własnym rodzicom, kiedy patrzą na ciebie błagalnym wzrokiem i mówią: „Dobrze, że chociaż ty nas nie zostawiłaś.”

To był moment, w którym zrozumiałam, że dla niego rodzina to tylko wygodne słowo. Dla mnie – zobowiązanie, które wzięłam na swoje barki sama.

Dziś mama i tata są już bardzo słabi. Nie wiem, ile jeszcze czasu mi zostało z nimi. Ale wiem jedno – kiedy ich zabraknie, mój brat niech nigdy nie oczekuje ode mnie pomocy.

Bo on odwrócił się od nas wtedy, gdy byliśmy dla niego niewygodni. A ja nie zapomnę tej zdrady do końca życia.

To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Bratowa wtrąca się w wychowanie moich dzieci": Czuję, że tracę kontrolę nad ich życiem


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Po odejściu męża dowiedziałam się, że prowadził podwójne życie": Czy całe nasze małżeństwo było kłamstwem