Kiedy poznałam Pawła, wiedziałam, że jest blisko związany ze swoją mamą. „To dobrze” – pomyślałam wtedy. Mężczyzna, który szanuje swoją matkę, będzie dobrym partnerem. Ale z czasem zrozumiałam, że jego relacja z panią Haliną nie jest zwyczajna. Była obecna w każdej naszej decyzji, każdej rozmowie, każdym kroku, jaki próbowaliśmy zrobić jako małżeństwo. A teraz, po pięciu latach, czuję, jakby to ona była prawdziwą panią tego domu.


Na początku były to drobnostki. Gdy zaczęliśmy planować wesele, Paweł mówił, że powinniśmy konsultować wszystko z jego mamą. Kolor dekoracji, menu, a nawet wybór orkiestry musiał uzyskać jej aprobatę.


– „Mamo zna się na takich rzeczach, w końcu organizowała wesela dla całej rodziny” – tłumaczył.


Początkowo starałam się to zrozumieć. Może faktycznie chciał ją zaangażować, żeby czuła się potrzebna. Ale gdy Halina odrzuciła moją wymarzoną suknię ślubną jako „zbyt nowoczesną”, poczułam pierwsze ukłucie gniewu.


– „Paweł, to mój ślub. Powinna liczyć się moja opinia.”


– „Ale kochanie, mama ma doświadczenie. Wiesz, że chce tylko naszego dobra.”


Po ślubie sytuacja stała się jeszcze gorsza. Pani Halina była stałym gościem w naszym mieszkaniu. Bez zapowiedzi wpadała na kawę, przynosząc swoje ulubione ciasta, które „lepiej smakują niż te ze sklepu”. Zaczęła urządzać nasz dom po swojemu – przesuwała meble, zmieniała zasłony, a kiedy kupiłam nowe poduszki do salonu, wyśmiała mój wybór.


– „Z takimi kolorami to się długo nie wytrzyma. Ale nic się nie martw, przywiozę wam lepsze.”
Paweł zawsze stał po jej stronie.


– „Przecież mama tylko chce nam pomóc. Nie bądź taka drażliwa.”


Kiedy zaszłam w ciążę, myślałam, że coś się zmieni. Że Paweł zrozumie, że teraz my musimy podejmować decyzje jako rodzice. Ale teściowa od razu przejęła kontrolę. Wybrała imię dla dziecka, które jej zdaniem było „klasyczne i ponadczasowe”. Doradzała, jakie meble kupić do pokoju dziecka, a gdy zaczęłam planować baby shower, skomentowała:


– „To zbędny wymysł. Lepiej zorganizować chrzciny i zaprosić całą rodzinę.”


Paweł, jak zawsze, zgadzał się z nią bez sprzeciwu.


Punktem kulminacyjnym było wydarzenie kilka miesięcy temu. Postanowiłam zmienić pracę, by móc więcej czasu spędzać z naszym synkiem. Gdy powiedziałam o tym Pawłowi, nie odpowiedział. Następnego dnia przyszła Halina.


– „Anka, słyszałam, że chcesz zmienić pracę. To nie jest dobry pomysł. Musisz myśleć o stabilności. A poza tym, kto wtedy utrzyma ten dom? Paweł sam nie da rady.”


To był moment, kiedy zrozumiałam, że moje życie nie należy do mnie. Każda decyzja była filtrowana przez jej zdanie. Mój mąż, zamiast stać po mojej stronie, był tylko cieniem swojej matki.


Dziś jestem na rozdrożu. Kocham Pawła, ale czuję, że jego mamę kocha bardziej. Nie potrafi podjąć decyzji bez niej, a ja czuję, że tracę kontrolę nad swoim życiem. Próbowałam z nim rozmawiać, tłumaczyć, jak się czuję, ale jego odpowiedź była zawsze taka sama:


– „Nie przesadzaj, Anka. Mama wie, co robi. Nie chce nas skrzywdzić.”


Czy to prawda? Czy chce naszego dobra? A może po prostu nie potrafi odpuścić kontroli nad swoim synem? Każdego dnia zastanawiam się, czy mam siłę dalej walczyć. Boję się, że jeśli nic się nie zmieni, pewnego dnia obudzę się i zrozumiem, że straciłam siebie w życiu, które nigdy nie należało do mnie.


To też może cię zainteresować: Posadź te rośliny obok ogórków, a ich plony się podwoją. Naturalne wsparcie w zwalczaniu szkodników


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Córka uważa mnie za sprzątaczkę i nianię": Ciągle zajmuję się jej dziećmi i domem, a ona nawet mi nie dziękuje