W tym roku wybraliśmy się z dużą grupą 8 marca, aby świętować Dzień Kobiet i odpocząć przez kilka dni.
Wszystko było super, cieszyliśmy się odpoczynkiem i naturą.
Kłopoty pojawiły się 10 marca.
Nasz dziesięcioletni syn Jan niefortunnie skoczył z małej trampoliny i upadł na plecy. (Muszę powiedzieć, że rok wcześniej w tym samym miejscu mój mąż nieszczęśliwie wylądował na paralotni i złamał nogę).
Kiedy syn upadł, mąż nie był daleko i widział, co się stało. Szybko podbiegł, ostrożnie wziął go w ramiona i zaniósł do naszego domu, w którym mieszkaliśmy. Dziecko płakało i powiedziało, że bolą go plecy. Natychmiast wezwaliśmy karetkę.
Karetka przyjechała szybko, mojego syna zabrano do szpitala, a ja z mężem pojechaliśmy naszym samochodem. W szpitalu Jan miał prześwietlenie i okazało się, że ma kompresyjne złamanie kręgosłupa w dwóch miejscach.
Został umieszczony na oddziale, na którym leżało już kilku dorosłych mężczyzn, i odesłano nas do domu. Powiedzieli, że jutro będzie lekarz, obejrzy dziecko i zdecyduje, co dalej.
Nie spałam całą noc. Mój synek ze złamanym kręgosłupem jest w jakimś szpitalu, na oddziale z nieznajomymi. Bardzo się o niego martwiłam. A wcześnie rano pojechaliśmy z mężem do szpitala zobaczyć syna i zapytać lekarza, jak poważny był uraz i co dalej.
Wchodzę na oddział i widzę - mój syn siedzi na łóżku. SIEDZI! Nie może siedzieć! Musiał tylko położyć się, aby kręgi nie zostały przesunięte.
Byłam bardzo zdenerwowana i zła na cały personel medyczny tego szpitala. Postanowiliśmy odebrać naszego syna i zabrać go do domu.
Mieliśmy znajomego chirurga, zadzwoniliśmy do niego i powiedzieliśmy mu, co się stało i że chcemy zabrać syna z tego szpitala. Zgodził się nas przyjąć i wyjaśnił, jak najlepiej przewieźć dziecko (musieliśmy przejechać ponad 200 km).
Dziecko zostało nam oddane z trudem, dopiero po tym, jak napisaliśmy odmowę hospitalizacji i potwierdzenie, że szpital nie ponosi odpowiedzialności za konsekwencje (nie pamiętam dokładnego sformułowania).
Dotarliśmy bezpiecznie, od razu zabraliśmy syna do szpitala, gdzie tego wieczoru założono mu gips. A następnego dnia zabraliśmy Jana do domu. Musiał pozostać w gipsie przez 3 miesiące, a potem kolejne 3 miesiące na gorset.
Jest takie powiedzenie: „Nieszczęścia chodzą parami”. Drugi problem pojawił się 20 marca tego samego roku.
Mąż wyjechał w delegację 19 marca rano i miał wrócić 20 marca wieczorem. Ale ani wieczorem, ani w nocy nie przyszedł. W tym czasie nie było telefonów komórkowych i nie było możliwości skontaktowania się z mężem. Pozostało tylko czekać.
A 21 marca poinformowano mnie, że mój mąż (miał zaledwie 35 lat) zginął w wypadku samochodowym. Jakimś mistycznym zbiegiem okoliczności niedaleko miejsca, w którym rok wcześniej złamał nogę i gdzie nasz syn złamał kręgosłup 10 dni przed śmiercią mojego męża.
W ciągu zaledwie 10 dni moje życie zamieniło się w piekło. Nie chciałam żyć, nie chciałam nikogo widzieć ani słyszeć. Nie chciałam jeść ani pić. Ja też nie mogłam spać i nie rozumiałam, dlaczego żyję. Schudłam 10 kg w tydzień.
Przyjaciele, teściowa i mama nie opuścili mnie ani na minutę, jak się później zorientowałam, bali się, że coś sobie zrobię. I przez prawie pół roku siedziałam w fotelu przed włączonym telewizorem przez prawie pół dnia, nie rozumiejąc i nie widząc, co się tam dzieje.
I naprawdę chciałam dołączyć do męża. Poprosiłam go, żeby zabrał mnie ze sobą. Bolało mnie wychodzenie z krótkiej nocy zapomnienia i uświadomienie sobie, że go już nie ma i nigdy nie będzie. I nie miałam poczucia obowiązku i odpowiedzialności wobec moich dzieci, zwłaszcza wobec mojego najmłodszego syna, który był w gipsie. Nic nie czułam.
Wracałam do życia stopniowo i przez długi czas. Od tego czasu minęło wiele lat, ale nadal boli i ciężko mi tamte czasy wspominać. Chociaż oczywiście ból nie jest tak ostry.
Nigdy nie życzyłabym, aby ktokolwiek doświadczył tego nieznośnego bólu utraty ukochanej osoby. To jest bardzo trudne.
To też może cię zainteresować: Mieszkańcy jednego z polskich miast byli świadkami niezwykłego zjawiska. Niewielu będzie miało szansę zobaczyć je kiedykolwiek na własne oczy
Zobacz, o czym jeszcze pialiśmy w ostatnich dniach: 4-latka śpiewa wzruszającą piosenkę odchodzącemu przyjacielowi. Film stał się hitem
O tym się mówi: Już niebawem rachunki za prąd poszybują mocno do góry. Prezes URE nie pozostawił w tej kwestii najmniejszych złudzeń. Ile więcej zapłacimy