9 sierpnia, jak relacjonuje jej mąż, dzień zaczął się tak, jak zwykle. Wstali rano, pani Izabela poszła do sklepu, następnie poszła do pracy, a po południu miała pojechać do Wrocławia, żeby odebrać swojego ojca ze szpitala.

Na autostradzie ślad się urywa. Psy straciły trop

Między bolesławcem a Wrocławiem rozciąga się autostrada A4. Nie jest to bardzo duża odległość do pokonania, nieco ponad godzinę. Pani Izabela nie ujechała za daleko, gdyż na 78 km autostrady A4, zatrzymała się na tak zwanym pasie awaryjnym i zadzwoniła do swojego ojca, do którego jechała, by uprzedzić, że jej auto uległo awarii.

Było to około godziny 18:30. Ojciec Pani Izabeli zdroworozsądkowo, poradził jej, żeby po prostu zadzwoniła po pomoc drogową i na tym rozmowa się zakończyła. Minęła godzina, zaniepokojony ojciec zadzwonił ponownie do swojej córki z pytaniem, czy w tym temacie auto już jest gdzieś holowane.

Okazało się, że pani Izabela w tym czasie nie zrobiła nic i nie zadzwoniła po pomoc drogową. W jej głosie było czuć niepokój i złość, jak to określił małżonek zaginionej... Tam, na 78 km autostrady A4, psy tropiące straciły trop podczas trwającej akcji poszukiwawczej.

Siostra zaginionej ze zboru świadków jehowy, Olga Gruszewska opublikowała na Facebook pilny apel o pomoc w poszukiwaniach Izabeli.

Teraz Goniec donosi, że w międzyczasie wyszło na jaw, że zaginiona zmagała się ze sporymi kłopotami osobistymi. Ostatnimi czasy bowiem, wspólnie z mężem Tomaszem Parzyszkiem, miała podjąć decyzję o separacji.

Chwilowo mieszkamy osobno. To była wspólna decyzja. Uznaliśmy, że musimy od siebie odpocząć. Codziennie mieliśmy jednak ze sobą kontakt, bo mieszkam obok. Żyjemy w zgodzie. Iza wie, że zawsze może na mnie liczyć
- ujawnił Tomasz Parzyszek.

Śledczy dochodzą powoli do wniosku, że trzeba wziąć pod uwagę możliwość porwania Izabeli Parzyszek, której mąż zapewnia, że małżonka nie miała powodów do ucieczki.

Nie przegap: Rafał Trzaskowski ostro o wydarzeniach na Woronicza. Prezydent Warszawy w mocnych słowach

Zerknij: Poczta Polska przeszła samą siebie. Żąda opłacenia abonamentu RTV od mieszkańca chaty bez prądu