Wszystkie zdobyły wyższe wykształcenie. Dziś każdy z nich mieszka z własną rodziną. Mamy wiele wnuków. Nasze córki odwiedzają nas, dzwonią do nas, pomagają nam. Ale dla naszych synów jest tak, jakbyśmy nigdy nie istnieli.
Zapomnieli o nas. Dzwonią synowe, dzwonią wnuki. A synowie pewnie uważają, że skoro żona lub syn zadzwonili do matki, zapytali o jej zdrowie i pogratulowali z okazji świąt, to sami już nie muszą się o nią martwić. Ale my po prostu chcemy od nich to usłyszeć. Przynajmniej czasami.
Nasz wiek i zdrowie nie pozwalają nam rozwiązywać naszych problemów całkowicie samodzielnie. Czasami potrzebujemy pomocy. Kiedy trzeba było naprawić dach, musiałam zwrócić się do osób z zewnątrz, a moi synowie nie przyszli mi z pomocą. Gdy mąż potrzebował pomocy lekarza, zięć zawoził go do przychodni, a córki pomagały we wszystkim. Synowie ograniczali się do dzwonienia...
Półtora roku temu najstarsza córka w wyniku wypadku sama stała się inwalidką. Teraz sama potrzebuje pomocy. Nasza najmłodsza córka opiekowała się nami, ale sześć miesięcy temu straciła pracę i wyjechała do pracy w Europie. A my, dwoje starszych ludzi, zostaliśmy bez nikogo, kto mógłby się nami zająć. Nie mamy siły chodzić do apteki po leki.
Emerytura ledwo wystarcza na życie, więc nie możemy zatrudnić opiekunki. Moja najstarsza synowa zasugerowała, żebyśmy sprzedali dom i przenieśli się do domu opieki. Warunki są tam dobre, a niezbędna opieka medyczna jest dostępna.
Kwota uzyskana ze sprzedaży domu wystarczy na opłacenie mieszkania w domu spokojnej starości. A jeśli to nie wystarczy, synowa dołoży pieniądze. Pomysł sam w sobie nie jest zły. Szkoda tylko, że żaden z naszych synów nie zaprosił nas do siebie.
Nie przegap: Nie do wiary, jaką Beata Tyszkiewicz otrzymuje emeryturę. Zaskakująca kwota po sześciu dekadach pracy
Zerknij: Tomasz Jakubiak trafił do szpitala. "Nowotwór nie daje za wygraną"