Jednak czasy się zmieniają, zmienił się też mój stosunek do tych samych papierków wydawanych przez kasjera.
Dokładnie sprawdzam paragony w trzech przypadkach
Jeśli robię duże zakupy w hipermarketach. Najczęstszym „błędem” w tych paragonach jest dodatkowa pozycja. Na przykład kupuję 1 butelkę oleju, a nagle na paragonie są 2. Albo ten produkt jest zepsuty, najczęściej jakiś drobiazg, więc nie jest zauważalny, czego wcale nie ma wśród moich zakupów.
Jeśli całkowity koszt zakupów wydaje mi się podejrzanie duży, od razu wszystko sprawdzam. Odbierając produkty, zawsze z grubsza wyliczam kwotę, która będzie musiała zostać przy kasie. Jeśli nagle proszą mnie o wiele więcej, jest to natychmiast niepokojące.
Najczęściej okazuje się, że produkt z promocyjną ceną wbił się bez rabatu, albo jak zwykle pod wybranym produktem była metka z wyższą ceną innego produktu, a to, co spodziewałam się kupić za 15 złotych, faktycznie kosztuje 32 złote.
W pierwszym przypadku musisz zażądać otrzymania produktu w określonej cenie, nawet jeśli promocja się skończyła i po prostu zapomnieli zmienić metki (to już nie mój problem). W drugim przypadku następuje zwrot towaru i reklamacja na sklep, bo w 8 przypadkach na 10 błędna metka jest ewidentnie celowa.
Tak, zażądam prawidłowego podliczenia towaru, nawet jeśli różnica między paragonem a rzeczywistym kosztem wynosi 3-5 złotych. Tak, nie będę zbyt leniwa, aby następnego dnia znaleźć ten produkt i upewnić się, że metka z ceną została zmieniona na właściwą i nie uważam wymówki typu „nie ma nikogo do pracy” za obiektywny powód oszukiwania kupujących.
Niektórzy uważają, że oszukiwanie za 5-10-15 złotych nie jest oszukiwaniem i nie warto tracić czasu na reklamację. Inni są przekonani, że oszukiwanie nawet za 10 groszy jest złe i należy z tym walczyć.
I co myślisz? Czy zmarnujesz czas na wyjaśnienia i powrót z powodu 5 złotych?
O tym się mówi: Wojciech Glanc wieszczy, co czeka nas w najbliższych miesiącach. Czy będziemy mieli powody do zadowolenia