Zamiast tego zamieszkaliśmy z jego rodzicami, „na chwilę, dopóki nie uzbieramy na swoje”. Ta chwila trwała latami.

Każdy dzień stawał się próbą sił. Teściowa rządziła w kuchni, teść komentował każdy rachunek, a ja czułam się jak intruz we własnym życiu. Mąż? Milczał. Zawsze miał wymówkę: „Nie kłóć się, szkoda nerwów”.

Krytykowali wszystko.

– Źle gotujesz.

– Źle wychowujesz dzieci.

– Nie potrafisz zająć się domem.

Każde słowo wbijało się we mnie jak szpilka. Udawałam spokój, ale w środku kipiałam. Wiedziałam, że któregoś dnia wybuchnę.

Stało się to podczas jednej z kolacji. Podałam schabowe, a teściowa teatralnie odsunęła talerz.

– Mięso za twarde. Nie nadajesz się ani na żonę, ani na matkę!

Poczułam, jak coś we mnie pękło.

– Dość! – wrzasnęłam. – Jestem traktowana jak śmieć! Albo oni, albo ja!

W pokoju zapadła cisza.

Spojrzałam na męża. Czekałam, że w końcu stanie po mojej stronie. Że powie matce: „Przesadzasz”. Ale on spuścił wzrok.

– Kochanie… oni to moi rodzice – wyszeptał. – Nie mogę ich zostawić.

Teściowa uśmiechnęła się z satysfakcją.

– No widzisz? Rodzina jest najważniejsza.

Serce mi się rozpadło.

– A ja? – spytałam zrozpaczona. – Ja nie jestem rodziną?

Nie odpowiedział.

Spakowałam walizkę. Dzieci tuliły się do mnie, nie rozumiejąc, dlaczego mama płacze. Wyszłam z domu, który miał być moim domem, a okazał się więzieniem.

Ktoś musiał się wynieść – i byłam to ja. Ale to nie ja przegrałam. To oni stracili żonę, matkę, kobietę, która przez lata znosiła upokorzenia.

Zrozumiałam jedno: mąż wybrał matkę. A ja wreszcie wybrałam siebie.

To też może cię zainteresować: Mężczyźni z tych dat urodzenia nie dają szczęścia w miłości. Lepiej uważać

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Fryzury, które odmładzają nawet o 10 lat. Oto prawdziwe hity