1 maja 2025 roku, w wieku 93 lat, zmarła Marlena Milwiw-Baron – aktorka o niezwykłym talencie, kobieta o nieugiętym charakterze, artystka, która przez dziesięciolecia współtworzyła historię polskiej sceny i ekranu. Jej śmierć poruszyła nie tylko środowisko teatralne, ale i tysiące widzów, dla których była obecna w domu przez pokolenia – najpierw jako wielka postać sceny dramatycznej, potem jako znajoma twarz z seriali, a wreszcie jako babcia jednego z najbardziej rozpoznawalnych muzyków młodego pokolenia – Aleksandra Milwiw-Barona.

Urodzona 22 września 1931 roku we Lwowie, Marlena Milwiw-Baron należała do pokolenia, którego losy nierozerwalnie splotły się z burzliwą historią Polski. Po wojnie zamieszkała w Warszawie, gdzie w 1955 roku ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną. Jej debiut sceniczny miał miejsce rok wcześniej, w spektaklu „Niemcy” Leona Kruczkowskiego w Teatrze Nowej Warszawy – przedstawieniu symbolicznym, bo wpisującym się w ówczesną debatę o tożsamości i moralności powojennej Europy.

Szybko przeniosła się do Wrocławia, gdzie nie tylko grała w Teatrze Współczesnym, ale również dzieliła się swoim doświadczeniem jako wykładowczyni Akademii Muzycznej. Widzowie pokochali ją za role w filmach i serialach: „Jak być kochaną”, „Warto kochać”, „Pierwsza miłość”, „Licencja na wychowanie”, a także w kultowym „Świecie według Kiepskich”. Dla kolegów z branży była damą starego formatu – z dystansem, elegancją i ogromnym szacunkiem dla rzemiosła aktorskiego.

W 2022 roku aktorka trafiła do Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie. Choć – jak sama wspominała – przyjechała tam nieprzytomna po ciężkiej sepsie, spowodowanej awarią rozrusznika serca, to nie tylko odzyskała siły, ale też, jak mówiła, odnalazła spokój i wspólnotę, której nie da się zagrać.

– Miałam coś, z czego normalny człowiek nie wychodzi – sepsę całego organizmu. Nikt nie słyszał, żeby ktokolwiek z tego wyszedł – mówiła w rozmowie z „Super Expressem”.

Przeżyła. Bo, jak mówili jej przyjaciele, była kobietą nie do złamania.

Jej więź z wnukiem, Aleksandrem Milwiw-Baronem, znanym muzykiem i jurorem programu „The Voice of Poland”, była wyjątkowa. Niejednokrotnie podkreślał, jak wielki wpływ babcia wywarła na jego postrzeganie życia i sztuki.

Równie silna była jej przyjaźń z Krystyną Demską-Olbrychską – zawiązana ponad 50 lat temu we Wrocławiu. Wspólna historia dwóch kobiet, które z różnych miejsc w sztuce zbudowały siostrzaną relację, znalazła dramatyczny finał 1 maja.

– Umówiłyśmy się na 3 maja. Chciałam tylko potwierdzić godzinę spotkania. Telefon milczał. Dzwoniłam kilka razy. Wreszcie zadzwoniłam do syna Marleny. „Mama nie żyje” – przeczytałam w SMS-ie – wspominała ze wzruszeniem żona Daniela Olbrychskiego.

Śmierć Marleny Milwiw-Baron kończy pewną epokę. Jej życie było świadectwem nie tylko artystycznej odwagi i perfekcji scenicznej, ale również siły kobiety, która potrafiła przetrwać wszystko – wojenną zawieruchę, sepsę, samotność, system i czas. Pozostawiła po sobie role, które zapisały się w pamięci, ale także uśmiech, który znało wielu za kulisami.

To też może cię zainteresować: Prezydent Donald Trump spotkał się z Karolem Nawrockim. Padły słowa, które mogą mieć znaczenie

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Donald Tusk uczcił dzień flagi w wyjątkowy sposób. Nagranie niesie się po sieci