Synowa mówi, że myśli o przyszłości, o synu. Myślę, że to wszystko jest bzdurą. Wydaje mi się, że ona właśnie przygotowuje odskocznię do rozwodu. Młodzi ludzie mieszkają razem od pięciu lat, mają syna, ma teraz cztery lata i chodzi do przedszkola.
Marta, synowa, początkowo była z tego bardzo zadowolona, że jej mąż ma własne mieszkanie, ona sama pochodziła z innego regionu i wynajmowała mieszkanie przed ślubem. O hipotece nie było ani słowa, a teraz hipoteka nie schodzi jej z ust.
Syn dostał to mieszkanie, w którym mieszkają, od mojej matki. Zmarła, kiedy on był jeszcze w szkole. Na początku wynajmowaliśmy to lokum, a kiedy syn był już gotowy do zamieszkania, wyremontowaliśmy je, kupiliśmy meble i po przeprowadzce wręczyliśmy mu klucze. Mieszkanie od razu zostało urządzone pod niego.
Marcie i mojemu synowi żyło się całkiem dobrze. Mają dwa samochody i dwa razy w roku jeżdżą na wakacje. Nie oszczędzali na sobie. Syn rzeczywiście zarabia całkiem dobrze. Czego więcej można chcieć? Jest już mieszkanie, samochód, pieniądze, dziecko - wszystko jest, żyj i bądź szczęśliwy.
Dlatego, gdy Marta zaczęła rozmowę na temat kredytu hipotecznego, wszyscy byli zaskoczeni. Nie rozumiałam, dlaczego chce pakować się w kredyt hipoteczny, skoro ma dach nad głową, ale synowa nijak nie dała się przekonać do zmiany zdania. Powtarzała mi, jak niskie są teraz stopy procentowe, jak opłaca się teraz inwestować w nieruchomości.
"Cóż, drugie mieszkanie zawsze się przyda. Nasz syn dorasta, będzie miał na przyszłość. Jesteśmy jeszcze młodzi, pracujemy, jest szansa na zakup domu. A potem nie wiadomo, co się stanie".
"Ja też mam dwupokojowe mieszkanie. Mam tylko jednego syna, a także wnuka, mieszkanie dostanie po mnie. Nie będę żyła wiecznie" - zdziwiłam się. Synowa ugryzła się w język i przez jakiś czas nie mówiła już o kredycie.
"Słuchajcie, warunki tutaj są po prostu genialne, lepszych nie znajdziemy. Zróbmy to, póki jest szans".
"Mamy dach nad głową, mama zapisze mieszkanie dla wnuka, wszystko jest w porządku" - wyjaśnił mój syn.
"U ciebie wszystko w porządku, ale ja nie mam nic własnego! Mimo tylu lat małżeństwa nadal nie czuję się tutaj gospodynią domową! A zapis mieszkania to wciąż odległa pieśń przyszłości, a nie coś realnego. Jeśli pokłócisz się z matką, ona przekaże mieszkanie schronisku lub sąsiadowi, to cały twój spadek! Myślę o przyszłości, a ty nie widzisz poza własnym nosem!" - krzyczała moja synowa.
Byłam wtedy bardzo zła, ale znalazłam siłę, żeby po prostu spakować wnuka i wyjechać, choć było wiele rzeczy, które chciałam jej powiedzieć. Myśli o przyszłości? Chyba myśli o rozwodzie! Gdyby zdecydowała się odejść od mojego syna, musiałaby wrócić do rodziców, a tak chce namówić syna na kredyt, żeby potem mieć własne lokum.
Przebiegła, sama zarabia grosze i to mój syn spłacałby kredyt hipoteczny, aby później ta pani mogła wziąć mieszkanie dla siebie. Dlatego prawdopodobnie nie spieszy się z drugim dzieckiem.
To wszystko bardzo śmierdzi. Zmieniło się moje podejście do Marty, w żadnym wypadku nie chcę się z nią komunikować jej czyny i słowa mają teraz podwójne dno. A ja wciąż nie mogę się zdecydować, czy powiedzieć synowi o moich podejrzeniach, czy nie.
Co zrobilibyście na moim miejscu?
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Nikt cię nie prosi o pomoc, ty chcesz pomóc”: Powiedziała córka
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatni dniach: Kolejne wieści o zdrowiu Zbigniewa Ziobry. To mocno niepokoi
O tym się mówi: Plany PZPN wobec Michała Probierza. Czy to koniec przygody z reprezentacją Polski