Kiedy miałam 6 lat, urodził się mój młodszy brata. Od tego momentu mama zapomniała o moim istnieniu, jakbym nagle przestała istnieć. Żyłam jak automat, sama chodziłam do szkoły, odrabiałam lekcje, czasem przygotowywałam dla siebie posiłki, bo mama była zajęta wyłącznie synem. Żyłam w oczekiwaniu na lato, żeby jak najszybciej pojechać do babci na wieś, gdzie wiedziałam, że jestem kochana, a ktoś na mnie czeka.
Mój świat wywrócił się do góry nogami w chwili, w której Sławek został przywieziony z oddziału położniczego. Tata nigdy nie zwracał na mnie szczególnej uwagi, praktycznie go nie widziałam. Przychodził z pracy, kiedy już spałam, rano albo ja pobiegłam wcześniej do szkoły, albo on wyszedł do pracy. Z jakiegoś powodu moja mama zdecydowała, że to w syna musi zainwestować swoje siły, czas i finanse. To mój brat był jej nadzieją.
Po szkole sama odrabiałam lekcje, mama mi nie pomagała, więc musiałam uczyć się sama. W niczym mi nie pomagała. Musiałam radzić sobie z rzeczami, z którymi żadne dziecko nie powinno musieć radzić sobie samo.
Mama zawsze mówiła z dumą o swoim synu. Był najlepszy we wszystkim, o czym słyszałam na każdym kroku. Ponad połowa naszego domowego budżetu wydawana była na wszystkie hobby i zajęcia mojego brata. Dla mnie zajęcia dodatkowe nie były przewidziane. Mama uznała, że to zwykłe rozpieszczanie, bezużyteczna strata pieniędzy i czasu.
Chciałam się jak najszybciej uniezależnić. Poszłam do szkoły średniej, zdobyłam zawód. Znalazłam pracę i czym prędzej wyprowadziłam się z domu. Nie utrzymywałam kontaktów z bliskimi. Mama do mnie nie dzwoniła. Tata robił to bardzo rzadko. Od wspólnych znajomych dowiedziałam się, że mój brat dostał się na studia, za które rodzice z chęcią zapłacili.
Po tej wiadomości nie chciałam tym bardziej odwiedzać rodzinnego domu. Nie zamierzałam słuchać o sukcesach mojego brata.
Kilka lat później zmarła moja babcia, a potem ojciec. W spadku babcia oddała mi swoje mieszkanie. Wtedy odezwała się do mnie mama w ogóle, bo chciała, żebym oddała połowę bratu. Nie miałam zamiaru dzielić się nim mieszkania. Żadne groźby i prośby nie były w stanie mnie przekonać do zmiany zdania.
Teraz mam 31 lat. Jestem mężatką i mam dzieci. Tydzień temu zadzwoniła moja mama. Wiedziałem, że czegoś ode mnie potrzebuje, bo mój brat się ożenił, odsunął się od niej, a także brał duże pożyczki na matkę. Powiedział jej, że otworzy własną firmę, ale wszystko wydał na wystawne wesele i miesiąc miodowy.
Wtedy matka przypomniała sobie, że ma córkę. Niezbyt przyjemne, ale fakt. Na odległość rozpoczęła rozmowę, zaczęła dopytywać, jak się mają wnuki, opowiadała o sobie, że jej zdrowie bardzo się pogorszyło. Potem płynnie przeszła do tego, że muszę ją wspierać, pomagać finansowo.
Powiedziałam tylko, żeby mnie pozwała. Jeśli udowodni, że jestem jej coś winna, zapłacę. Oficjalnie nigdzie nie pracuję, mam dwójkę małych dzieci, więc jej szanse są nikłe, ale niech próbuje szczęścia.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Mąż zażądał, bym sprzedała mieszkanie moich rodziców i wyremontowała dom jego rodziców": Inaczej mnie zostawi
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Skandal na SOR-ze. Personel nie zauważył, że nie żyje jedna z pacjentek. Jak to możliwe
O tym się mówi: Odszedł polski laureat Oscara. Kondolencje płyną z całego świata