Od młodości — bez przerw, bez wakacji, bez luksusów. Zawsze powtarzałam sobie, że jeszcze tylko trochę, jeszcze kilka lat, jeszcze parę wyrzeczeń — i na starość wreszcie odpocznę. Że będę miała na wszystko: na podróże, na spokój, na ciepły koc i kawę o poranku bez pośpiechu. Marzyłam, że kiedy przejdę na emeryturę, będę bogata — nie w złoto, ale w święty spokój.

Przez czterdzieści lat wstawałam o piątej rano. Do pracy jeździłam autobusem, w zimie zamarzały mi dłonie, w lecie pot lał się po plecach. Oszczędzałam każdy grosz. Nie kupowałam sobie nowych butów, bo „jeszcze te się trzymają”. Nie jeździłam na wakacje, bo dzieci potrzebowały podręczników, a mąż chciał nowy telewizor. Nie narzekałam. Bo tak mnie wychowano — kobieta powinna być silna.

A potem dzieci dorosły. Wyszły z domu, założyły rodziny. Myślałam, że wreszcie przyjdzie czas na mnie. Że będę mogła usiąść z książką, pojechać nad morze, odetchnąć.

Ale wtedy zaczęły się telefony. Najpierw nieśmiało:


— Mamo, pożyczysz parę tysięcy? Spłacimy kredyt i oddamy.


Potem już bez skrępowania:


— Mamo, przecież ty masz emeryturę! Pomóż nam, wiesz, że teraz ciężko.

Pomagałam. Najpierw raz, potem drugi, potem już nie liczyłam. Bo jak nie pomóc własnym dzieciom? Jak powiedzieć „nie” córce, która płacze w słuchawkę? Zawsze byłam tą, która ratuje.

Ale któregoś dnia obudziłam się i zrozumiałam, że ja też potrzebuję ratunku. Że moje konto, które miało dać mi poczucie bezpieczeństwa, świeci pustkami. Że ja, która chciałam być „bogatą emerytką”, nie mam już nawet oszczędności na lekarza.

Zadzwoniłam do jednej z córek i powiedziałam spokojnie:


— Kochanie, tym razem nie mogę ci pomóc.


Zamilkła.


A potem usłyszałam słowa, które przebiły mnie jak nóż:


— Mamo, ty jesteś egoistką. Myślisz tylko o sobie!

Zamarłam. Ja — egoistka? Ja, która całe życie oddawałam wszystko innym? Nie umiałam odpowiedzieć. Po prostu się rozpłakałam.

Wtedy dotarło do mnie, że wychowałam je źle. Że nauczyłam je brać, a nie dziękować. Że zawsze chciałam być matką idealną, więc nigdy nie pozwoliłam im dorosnąć.

Od tamtej pory przestałam odbierać telefony, gdy dzwonią z prośbą o pieniądze. Nie dlatego, że ich nie kocham. Tylko dlatego, że muszę pokochać wreszcie siebie.

Zaczęłam małe rzeczy — spacer, książka, kino. Kupiłam sobie nową sukienkę, tak po prostu, bez powodu. I pierwszy raz od dawna poczułam, że żyję dla siebie.

Nie jestem już bankiem. Nie jestem zapleczem finansowym. Jestem kobietą, która ma prawo odpocząć.

Bo całe życie harowałam, żeby na starość być wolna — a nie żeby utrzymywać dorosłe dzieci, które zapomniały, co znaczy wdzięczność.

To też może cię zainteresować: Jan Paweł II zmagał się z poważną chorobą. Dotyka coraz więcej Polaków

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Plotki o Agacie Dudzie stanowczo zdementowane. Wszystko nie tak, jak się wydawało