Zupełnie obcy człowiek, z miłym głosem i starannie ułożonym szalikiem. Opowiadał coś o swojej pracy, o książkach, które lubi, o tym, że lubi spacery nad rzeką. Uśmiechał się. Był uprzejmy. Normalny.

A ja?

Ja patrzyłam na filiżankę herbaty, której jeszcze nie zdążyłam zamówić, i walczyłam z gulą w gardle. Bo wszystko, co działo się tego wieczoru, wydawało się zdradą.

Bo jak to – ja tutaj, w restauracji, w sukience, którą kupiłam specjalnie na tę okazję, z obcym mężczyzną, a jego już nie ma?
Jak mogę siedzieć przy stoliku dla dwojga, skoro ten drugi człowiek, z którym dzieliłam życie, łóżko, śmiech, ciszę – leży teraz trzy kilometry dalej, pod płytą z wyrytym imieniem?

Minął rok. Rok od dnia, w którym zadzwonił telefon i skończyło się wszystko.

Ludzie mówili: „czas iść dalej”, „jesteś młoda, jeszcze sobie kogoś znajdziesz”, „życie toczy się dalej”.
Więc poszłam. Kupiłam nową szminkę. Umówiłam się przez znajomych. Powiedziałam sobie: „to tylko herbata, nie oświadczyny”.

Ale kiedy usłyszałam ten śmiech – nie jego. Kiedy zobaczyłam, jak ten obcy mężczyzna podaje mi menu – nie jego ręką. Kiedy poczułam, że nic nie czuję…
– Przepraszam – wyszeptałam, wstając. – To był błąd.

Wybiegłam, zanim kelner zdążył podejść.

Płakałam na przystanku. Jak dziecko. Jak wdowa, która próbowała udawać, że jeszcze umie żyć.

Nie umiem.

Jeszcze nie teraz.

Bo choć wszyscy wokół chcą, żebym była „dzielna”, „gotowa”, „otwarta na nowe”, ja wciąż śnię jego śmiech. Wciąż mam odruch, by zadzwonić. Wciąż trzymam jego szalik w szufladzie. I czasem myślę, że żadna nowa randka nie zagłuszy pustki po kimś, kto był całym światem.

Może kiedyś znów spróbuję. Może z innym mężczyzną. Może z inną wersją siebie.

Ale nie dzisiaj.

To też może cię zainteresować: Zaskakujący triumf TV Republika. Zbiórka przyniosła więcej niż oczekiwano

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Siostra Barbary Kurdej-Szatan przerywa milczenie. Poszło o wpis o granicy