Po tym, jak Stany Zjednoczone przeprowadziły zmasowany atak na trzy irańskie obiekty jądrowe, Teheran otwarcie mówi o odwecie – i to bez ograniczeń. Sytuacja rozwija się dynamicznie, a słowa kluczowych graczy nie pozostawiają złudzeń: świat wstrzymuje oddech.
Amerykański prezydent Donald Trump ogłosił, że siły USA z powodzeniem uderzyły w najważniejsze obiekty nuklearne Iranu – Fordo, Natanz i Esfahan. Ataki miały na celu powstrzymanie rzekomego przyspieszenia irańskiego programu jądrowego. Jak zaznaczył Trump, „wszystkie samoloty wróciły bezpiecznie do bazy”, a operacja była „bardzo udana”.
Kilka godzin później Iran odpowiedział ogniem. Pociski spadły na Izrael – celami były m.in. Jerozolima, Hajfa i Tel Awiw. Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC) przyznał się do ostrzału i zapowiedział, że to dopiero początek.
W specjalnym komunikacie IRGC ogłosił, że atak USA był „aktem agresji na cele pokojowe” i że Amerykanie nie unikną „poważnych konsekwencji”. Według Irańczyków technologia nuklearna Teheranu nie została zniszczona i nadal będzie rozwijana – rzekomo wyłącznie w celach cywilnych.
Padły również mocne słowa z ust irańskiego ministra spraw zagranicznych Abbasa Aragcziego, który nazwał działania USA aktem, który „będzie miał wieczne konsekwencje”. Zgodnie z jego deklaracją Iran zastrzega sobie prawo do obrony w ramach Karty Narodów Zjednoczonych – nie wykluczając żadnych opcji.
W cieniu eskalacji najwyższy przywódca Iranu, ajatollah Ali Chamenei, pozostaje w ukryciu. „New York Times” donosi, że duchowy lider przebywa w bunkrze i porozumiewa się ze swoimi dowódcami wyłącznie przez zaufanego emisariusza, całkowicie unikając środków elektronicznych.
Według amerykańskich źródeł Chamenei wyznaczył już trzech potencjalnych następców – na wypadek, gdyby jego życie znalazło się w bezpośrednim niebezpieczeństwie. W irańskim rządzie pojawiają się także ostrzeżenia: każdy atak wymierzony w najwyższego przywódcę spotka się z „nieograniczoną odpowiedzią” i może definitywnie przekreślić szanse na dyplomację.
Amerykańskie bazy wojskowe w regionie są postawione w stan pełnej gotowości. Administracja Trumpa przygotowuje się na każdy możliwy scenariusz. Oficjalnie nikt nie mówi o wojnie, ale słowa i działania stron jasno wskazują, że stąpamy po bardzo cienkim lodzie.
To już nie tylko regionalna rozgrywka – to globalny sprawdzian dla dyplomacji, odwagi i odpowiedzialności. Czas pokaże, czy świat wybierze pokój, czy wojnę. Ale jedno jest pewne – historia właśnie pisze nowy rozdział.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Teściowie traktowali mnie jak służącą": Jedna rozmowa z moją mamą zmieniła wszystko
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Zaskoczenie w lasach! Te grzyby pojawiły się znacznie wcześniej niż zwykle