Nasze małżeństwo nie trwało długo, nie dotrwaliśmy nawet do pierwszej rocznicy. Właśnie skończyłam studia magisterskie i zaczynałam dorosłe życie, a tu był on — przystojny i bardzo charyzmatyczny. Zakochałam się, założyłam różowe okulary, by na zawsze pozostać w tym cukierkowo-bukietowym okresie i nie zauważałam niczego wokół siebie.
Nawet faktu, że narcyz i manipulator ukrywał się pod maską bogatego przystojniaka. Waldek wprowadził się do mnie w ciągu kilku tygodni, a ja służyłam mu w pełni. Wszystko, od gospodarstwa domowego po finanse, było moją odpowiedzialnością. W zamian obiecał mi prawdziwą miłość, a ja mu uwierzyłam.
Ślub odbył się w pośpiechu, Waldek oszukał mnie, że mnie kocha i chce nazywać mnie swoją żoną, a nie dziewczyną. Och, jakie to wydawało mi się romantyczne. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że po prostu mnie wykiwał. Ogólnie rzecz biorąc, nie traktował mnie dobrze. Nasza sielanka nie trwała nawet roku: Waldek szybko się mną znudził, bo dostał wszystko, czego chciał. W końcu regularnie dawałam mu między innymi pieniądze. Średnio raz na kilka tygodni odgrywał te sceny.
Na początku robił tragiczną minę i milczał przez godzinę. Oczywiście zaczęłam go pytać, co się stało. Po wielu namowach, by podzielił się ze mną swoimi kłopotami, w końcu powiedział coś w stylu: "Och, kochanie, mój samochód znowu się zepsuł!", a ja przelałam pieniądze na jego kartę. Oczywiście oszust szybko mnie rozgryzł i wiedział, że uwierzę we wszystko, co powie.
Nie wstydził się, nawet gdy widziałam go jadącego pół godziny po naszej rozmowie — mówił, że samochód jest naprawiony i że go uratowałam, mówiąc, że gdyby nie ja, miałby kłopoty.
Oczywiste jest, że nie spodziewałam się zwrotu pieniędzy, więc kiedy otrzymałam od niego prawie 40 tysięcy na kartę, byłam bardzo zaskoczona. Najpierw otrzymałam wiadomość o przelewie od Waldemara D. - od niego. Nie wiedziałam, co myśleć. Moją pierwszą myślą było — wow, obudziło się w nim sumienie i zdecydował się jednak zwrócić mi pieniądze! Ale potem zaczęłam otrzymywać telefony z nieznanego mi numeru i błagania o zwrot pieniędzy.
Waldek wyraźnie panikował, wiadomości były zagmatwane. Próbowałam zrozumieć, co się dzieje i w końcu zdecydowałam się odebrać telefon. "Kasia, cześć, musisz pilnie zwrócić te pieniądze, przypadkowo je do ciebie przelałem!" powiedział dawno zapomniany głos. "Chciałem zrobić niespodziankę mojej dziewczynie!"
Odezwałam się, potwierdzając na odczepnego, że odeślę mu pieniądze. Napływ połączeń i wiadomości ustał. Chciałam naprawdę zwrócić pieniądze, ale mój palec unosił się i myślałam o tym. Czy miał prawo żądać zwrotu tych pieniędzy? Przecież bezwstydnie mnie oszukał i obiecał spłacić swoje długi. Została tylko jedna piąta! Postanowiłam, że nic nie przeleję. Pół godziny później znowu zaczął do mnie dzwonić, ale nie odbierałam. Wiadomości zmieniły się z błagalnych we wzywające do wyrzutów sumienia, a następnie w groźby.
Po kolejnej godzinie Waldek zmęczył się i przestał do mnie pisać. Jego tyrada zakończyła się życzeniami śmierci, oskarżeniami o kradzież i innymi rzeczami. Potem, najwyraźniej odpocząwszy, zadzwonił ponownie, a ja podniosłam słuchawkę: "Wiedziałem, że jesteś podłą złodziejką!" - krzyknął do telefonu.
Żądał zwrotu pieniędzy, jednak ja wyliczyłam mu — skoro tak już się rozliczamy — ile jest mi winien i w końcu odczepił się, zdając sobie sprawę z tego, że winien mi jest znacznie więcej, niż kwota przelana przez przypadek...
Nie przegap: Nie żyje Mariusz Trynkiewicz. Polacy go znali jako "Szatana z Piotrkowa"