Może i ma czwórkę dzieci, ale to nie mój problem; on i jego żona zdecydowali się na gromadkę dzieci na własną rękę, nie myśląc o tym, jak i z czego będzie żyła ich rodzina.
Dlaczego więc mam teraz myśleć o ich dobrobycie? Mam trzydzieści pięć lat, jestem mężatką i wychowuję z mężem syna. Niedawno zakończyłam urlop macierzyński. Trzy miesiące temu zmarła moja babcia, która w spadku zostawiła mi i mojemu bratu mieszkanie i mały domek letniskowy.
Rafał, mój brat, jest cztery lata młodszy ode mnie, ale on i jego żona mają już czwórkę dzieci i najwyraźniej piąte jest w drodze. Pobrali się wcześnie, kiedy byłam na trzecim roku studiów. Mieszkałam już wtedy osobno, a mój brat i jego żona zamieszkali z naszą matką. Podczas gdy mój brat kończył studia, mama sama utrzymywała młodą rodzinę. Domagali się ode mnie pomocy, ale ja dopiero zaczęłam pracować, więc nie miałam z czego pomagać, prawie cała moja pensja szła na wynajem mieszkania.
Pobraliśmy się po cichu, nie mieliśmy pieniędzy na wielką uroczystość. Mama pogratulowała mi przez telefon, nawet nie przyszła do urzędu, bo pomagała synowej przy dziecku. Poczułam się urażona, ale tego nie okazałam. Próbowałam nawet wytłumaczyć sobie ten czyn. Nie mogę powiedzieć, że mi się to udało.
Kiedy zmarła moja babcia ze strony matki, moja mama odziedziczyła dwupokojowe mieszkanie, które bez wahania przekazała Rafałowi. Powiedziano mi, że było to dla niego trudne, miał dzieci i żonę, która była na stałym urlopie macierzyńskim. Mój mąż i ja nie spodziewaliśmy się tego mieszkania, ale nadal byłam urażona, że moja matka to zrobiła.
Jeszcze raz, wszystkiego najlepszego dla mojego brata. Ale stanowisko mojej matki było niezaprzeczalne — mój brat potrzebował tego bardziej. W tym czasie przygotowywaliśmy z mężem dokumenty do kredytu hipotecznego. Kiedy moja matka dowiedziała się, że babcia dała mi pieniądze, zrobiła scenę, mówiąc, że babcia dała mi, a nie mojemu bratu. Moja babcia zmyła mojej matce za to głowę.
Moja matka powiedziała mi również, że powinnam podzielić się pieniędzmi z moim bratem, ponieważ było mu ciężko. Ale mojemu bratu nie było ciężko. Pracował bezstresowo, w stałych godzinach, robiąc jedno i to samo. Nie zarabiał dużo, ale nawet tu wspierała go matka — trzeba oszczędzać na zdrowiu.
Mój brat i jego powiększająca się rodzina byli wspierani finansowo zarówno przez moją matkę, jak i rodziców jego żony. Wzięliśmy kredyt hipoteczny i udało nam się go spłacić. Mój mąż znalazł lukratywną, ale bardzo stresującą pracę, a z powodu jego podróży służbowych czasami mieszkaliśmy osobno przez sześć miesięcy. Ale szybko spłaciliśmy kredyt hipoteczny, a nawet kupiliśmy samochód. Teraz zmienił pracę na spokojniejszą, nawet jeśli płacą mniej, spędza czas ze mną i naszym synem.
Podczas gdy my ciężko pracowaliśmy, mój brat powiększał swoją rodzinę. O kredycie hipotecznym nie było mowy, bo nikt by im go nie dał, a żona nie miała czasu pracować między urlopami macierzyńskimi. Kiedy zmarła moja babcia ze strony ojca, okazało się, że podzieliła swój majątek między mnie i brata. To była dla nas dobra pomoc, bo zamierzaliśmy wziąć kolejny kredyt hipoteczny na kolejne mieszkanie, żeby nasz syn miał w przyszłości własne lokum.
Moja mama przyznała jednak, że już teraz żyło mi się bardzo dobrze, ale mój brat, jak zawsze, potrzebował pomocy. Stanowczo powiedziałam, że zawsze będzie mu mało, że już pozbyła się swojego spadku na rzecz Rafała, nie pytając nikogo.
Mój brat nie rozmawiał jeszcze ze mną o mieszkaniu, najwyraźniej czeka, aż mama nakłoni mnie do podjęcia "właściwej" decyzji. Ale najlepsze, co mogę dla nich zrobić, to zrezygnować z mojego udziału w domku na wsi, to więcej kłopotów niż to warte.
Nie przegap: Mateusz Morawiecki przyłapany w niecodziennej sytuacji. Nagranie szybko obiegło sieć