Jestem już zmęczona byciem funduszem alimentacyjnym dla "obiecującego, ale pechowego mężczyzny" i jego cennej matki.
Przez cztery lata małżeństwa mój mąż nie potrafił się "odnaleźć". Wszystko przerywają jakieś fuszerki, dorywcze prace i głodowe wypłaty. Nie ma prawie żadnych wymagań, ale pensja jest z kategorii "przytul i płacz".
Ale nawet te grosze nie są wliczane do rodzinnego budżetu. Ma ważniejsze wydatki — cenną Grażynę.
Teściowa już dawno przeszła na emeryturę, choć wciąż jest młodą i aktywną kobietą. Gdyby jej nieposkromioną energię można było skierować na pokojowe cele, byłaby wartościową kobietą. Ale ona poświęca ją, płacząc, o tym, jak wszystko jest drogie, głosząc mi moralność i przypominając mi, że jej syn jest złoty, jestem więc szczęściarą. Syn może i jest złoty, ale mąż taki sobie.
Dwa lata temu poszłam na urlop macierzyński, czasem w domu po prostu nie było co jeść. Mąż został z córką, a ja zaczęłam zarabiać. Oczywiście kłóciliśmy się na tym tle. Moja teściowa ciągle wtrącała swoje pięć groszy, mówiąc, że jej synowi po prostu brakuje pewności siebie, nie jest typem wojownika, więc się błąka.
On nie jest wojownikiem, ale kręcił nosem na miejsca oferowane przez znajomych, jakby był właścicielem platformy wiertniczej. Facet z wyższym wykształceniem nie będzie menedżerem odbierającym telefony. Jednak wyższe wykształcenie i duma nie przeszkadzają mu w pracy na pół etatu za trzy tysiąc pięćset miesięcznie. Czasami zarabia dwa tysiące, czasami nie.
Ja muszę się przemęczać, zapominać o zwolnieniach lekarskich i urlopach, żeby zarobić więcej i utrzymać rodzinę. Przegapiłam już wiele poranków w przedszkolu mojej córki, urodziny moje i moich rodziców, ponieważ nieobecności nie są mile widziane, a ja jestem bardzo skoncentrowana na awansie.
W pracy generalnie myślą, że jestem samotną matką, więc walczę. Mój mąż się nie stresuje. Czeka, aż gwiazdy ułożą się w korzystny sposób, aby idealna praca spadła mu na kolana. W międzyczasie jakoś sobie poradzimy.
I w tych okolicznościach ma czelność oddawać prawie wszystkie swoje zarobki matce. To banalne, prosisz go, żeby poszedł do sklepu spożywczego i dajesz mu pieniądze. Jak się go zapytasz, gdzie je wydał, to po prostu powie, że dał matce.
Musi opłacić czynsz i coś zjeść, a jej emerytura jest niewielka. Nawiasem mówiąc, moja teściowa nie ma jeszcze sześćdziesięciu lat. Moja matka, w wieku sześćdziesięciu trzech lat, nadal całkiem nieźle pracuje, chociaż też jest w wieku emerytalnym.
Mąż poskarżył się matce, że besztam go za oddawane jej pieniądze. Zadzwoniła do mnie, żeby mnie zawstydzić. Powiedziała, że to nie w porządku, żebym zabraniała mu pomagać matce. W końcu jest sama i jest na emeryturze. Kto jej pomoże, jeśli nie syn.
Nie obchodzi jej, że wszystkie wydatki w domu są na mój koszt. "Jesteście rodziną, macie wszystko wspólne". Łatwo tak rozumować, gdy ja mam mieszkanie i pensję, a jej syn jest "wolnym strzelcem". Nie mówię, że to powszechne. Jak by śpiewała, gdyby było odwrotnie?
Innym ulubionym tematem mojej teściowej jest "nie wspierasz swojego męża, więc nie może nic osiągnąć". Czy to nie wspierające, że tak długo go wspierałam? Powinnam chyba stać z transparentami i nauczyć się jakiegoś tańca zwycięstwa. Albo jak inaczej mam go wspierać?
Naprawdę mam tego dość. Pieniędzy od męża nie ma, ale są wydatki na niego — nie je wszystkiego, na obiad musi być coś mięsnego lub rybnego, dodatek, surówka, zupa też musi być, a kiełbasa tylko wędzona.
Generalnie prośby w ogóle nie kolidują z jego możliwościami. Ubrania, buty, gadżety — wszystko kupuje za moje pieniądze, swoje przeznacza na doładowanie telefonu i sponsorowanie matki. Raz w miesiącu może kupić mleko i chleb do domu.
Dałam mu miesiąc na znalezienie odpowiedniej pracy. Jeśli znajdzie pracę, która będzie przyzwoicie płatna, zastanowimy się, jak dalej żyć. Jeśli nie, spakuje swoje rzeczy i pojedzie do mamy ze wszystkimi swoimi perspektywami. Niech go karmi, ubiera i pomaga mu rozwijać jego potencjał. Mam się kim opiekować.
Zerknij: Niepokojąca wiadomość o Irenie Santor. Dlaczego znowu trafiła do szpitala
O tym się mówi: Pracownicy "Jaka to melodia" boją się o posady. Czy Robert Janowski wraca do programu