Karina i ja poznaliśmy się w wieku dwudziestu dwóch lat, a pobraliśmy w wieku dwudziestu czterech. Bardzo kochałem moją żonę, była dla mnie w pewnym sensie ideałem. Przez całe małżeństwo nigdy nie planowałem zdrady ani nie rozglądałem się na boki. Mieliśmy dwójkę dzieci. Widziałem, że mojej żonie trudno było poradzić sobie z dwójką małych dzieci, więc pomagałem jej po pracy. Karina nigdy nie pracowała i zajmowała się głównie domem. Rodzina mogła żyć z mojej pensji.
Potem zdarzyło się, że firma, w której pracowałem, zbankrutowała. Nasz starszy syn miał dziesięć lat, a młodszy osiem. Rodzina została bez środków do życia. Mój przyjaciel pomógł mi, zaproponował wyjazd do pracy do Włoch. Zgodziłem się. Szczerze mówiąc, warunki życia nie były tam najlepsze, ale dobrze płacili. Nie wydawałem dużo na siebie, wszystko wysyłałem rodzinie. Mogli sobie pozwolić na duże mieszkanie, podczas gdy ja spałem w obskurnym hotelu i jadłem głównie gotowe potrawy. To było moje świadome odżywianie. Wierzyłem, że mężczyzna ma obowiązek utrzymywać rodzinę i dbać o dobrobyt żony i dzieci.
Tak minęło piętnaście lat. Wracałem tylko kilka razy w roku. Lata życia w złych warunkach nie przeszły bez echa, nabawiłem się wielu przewlekłych chorób, ale udało mi się zapewnić moim dzieciom dobre wykształcenie. Moi synowie wyprowadzili się dawno temu, żyją samodzielnie i pracują.
Rok po powrocie zdiagnozowano u mnie straszną chorobę. Choroba pokazała prawdziwe oblicze mojej rodziny. Moi synowie nigdy mnie nawet nie odwiedzili, znaleźli ku temu różne powody, a moja żona wkrótce rozwiodła się ze mną, mówiąc: "Wiktor, jestem jeszcze za młoda, żeby poświęcać się beznadziejnie chorej osobie, przepraszam". Byłem niesamowicie zraniony i smutny. Żona zostawiła mnie dla innego mężczyzny. Na szczęście wyzdrowiałem, ale nie mam pojęcia, jak dalej żyć.