Jedna z czytelniczek portalu „eDziecko” postanowiła podzielić się swoimi przemyśleniami i doświadczeniami związanymi z wizytami duszpasterskimi, popularnie nazywanymi kolędą. Autorka listu podkreśliła, że jest katoliczką, ale nie rozumie, jaki jest cel wizyty kapłana w jej domu. Przyznała, że nie tylko ona odczuwa negatywne emocje z tym związane. Mają one towarzyszyć również jej dzieciom.
Nie boję się powiedzieć, że wierzę w Jezusa
Autorka listu i jej rodzina są osobami wierzącymi i praktykującymi. Nie wstydzi się przyznawać, że wierzy w Boga. Święta Bożego Narodzenia celebrują zgodnie z wiarą. Rozpoczynają wieczerzę wigilijną od modlitwy, jedzą tradycyjne dania postne, przeplatając je kolędami. O północy idą na Pasterkę.
„Nie wyobrażam sobie przeżywać to inaczej. Tak uczyli mnie rodzice i to samo ja przekazuje dzieciom. Jestem dumna, że mimo kryzysu wiary, nie boimy się powiedzieć, że wierzymy w Jezusa” – napisała w swoim liście.
Dodała, że choć jest osobą wierzącą, to przerażeniem napawa ją myśl o konieczności przyjmowania księdza po kolędzie.
Nie rozumiem, po co ksiądz do nas przychodzi?
Autorka listu nie ukrywa, że nie rozumie, z jakiego powodu księża odwiedzają domy swoich wiernych. Przyznała, że znacznie bardziej wolałaby się spotkać w kościele, albo choćby w zakrystii. Nie ukrywa, że jej dziecko mocno przeżywa obecność kapłana, która wiąże się ze sprawdzaniem mu zeszytu.
„Rodzina w stresie, a dziecko płacze” – tak wizytę kolędową opisuje w swoim liście, dodając, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zaprzestanie takiego zwyczaju. Ważne jej zdaniem jest także to, żeby nie zrównywać braku zgody na kolędę z brakiem wiary.
Zgadzacie się z takim postulatem?
To też może cię zainteresować: Wracają plotki na temat kryzysu w relacjach Sebastiana Karpiela-Bułecki i Pauliny Krupińskiej. Czy słowa muzyka uspokoją sympatyków pary
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Ogromny cios spadł na królową Camillę. Żona króla Karola III opłakuje bliską osobę