Sfrustrowana Weronika nacisnęła przycisk zakończenia połączenia, przez kilka minut wpatrywała się bezmyślnie w ekran telefonu, po czym przycisnęła dłonie do skroni i zamknęła oczy. Nie wiedziała, co dalej robić. I dlaczego to miałby być jej problem? Cóż, czyj jeszcze, zapytała ostrożnie samą sobie. Było wyjście. Właściwie dwa. Tylko jedno z nich nie pasował do niej, a drugie nie pasował do jej ojczyma.
Weronika bardzo słabo pamięta własnego ojca. Znacznie później dowiedziała się od matki, że dużo pił i nie pracował. W jej pamięci pojawiają się rzadkie, niewyraźne obrazy, w których matka jest młodą, piękną kobietą, zawsze albo płaczącą, albo zdenerwowaną. Kompletnie pijany ojciec, krzyki, krew z rozbitej wargi mojej matki. Później po prostu zniknął z ich życia.
Dwa lata później matka Weroniki poznała innego mężczyznę i zaczął z nimi żyć. Początkowo ona i jego brat traktowali tego mężczyznę z ostrożnością, a nawet wrogo i trudno było się temu dziwić. Jednak, jak się później okazało, nie był on złym człowiekiem.
Ale Weronika nigdy nie zaakceptowała wyboru matki. To nie tak, że w jakiś sposób sprzeciwiała się ojczymowi lub robiła mu drobne świństwa. NIE. Byli po prostu bardzo różni i nie znaleźli wspólnego języka. Być może dlatego, że jej nie interesowały te wszystkie namioty i ogniska w lesie, które on tak kochał. Chciała bawić się z przyjaciółmi, a nie włóczyć się z ciężkim plecakiem na ramionach.
Po ukończeniu szkoły wyjeżdżała na studia i nie pojawiała się w domu zbyt często. Brat natomiast utrzymywał ciepłe stosunki ze swoim ojczymem, nawet kiedy wspólnie z żoną wyjechał za granicę. Teraz Weronika ma trzy siostrzenice, z którymi często komunikuje się przez Internet. Jej bratu się poszczęściło. Dużo zarabia i może sobie pozwolić na wszystko.
Lata mijały. Mama Weroniki i jej ojczym przeprowadzili się na wieś i założyli gospodarstwo rolne. Od czasu do czasu Weronika oczywiście ich odwiedzała. Jej brat Maks przyjeżdżał co roku do domu, przywożąc prezenty i wszelkiego rodzaju przydatne rzeczy. Nagła śmierć mamy była ciosem dla wszystkich.
Ojczym Weroniki przez kilka lat żył samotnie, zarządzając gospodarstwem domowym najlepiej, jak potrafił. Weronika z przyzwyczajenia nadal go odwiedzała od czasu do czasu. Jej ojczym dostał udaru, po którym nie mógł już samodzielnie wstać z łóżka. Ojczym nie był jej bliski, ale jeździła do niego, dosłownie się do tego zmuszając.
Maks uratował sytuację. Zawarł umowę z sąsiadami ojczyma, którym wysyłał pieniądze, żeby ci się nim zajmowali. Przez długi czas to działało. Jednak czas mijał i sąsiadom, którzy byli już po osiemdziesiątce, coraz trudniej było opiekować się obłożnie chorym pacjentem. Weronika przyjechała do ojczyma.
Ogród i podwórze porośnięte były chwastami, a wydeptana wśród chwastów ścieżka prowadziła do wyszczerbionych schodów. Cały dom był w opłakanym stanie. Ostatnie resztki farby na odrapanych ramach spuchły i łuszczyły się, a dach w niektórych miejscach przeciekał. W środku nie było lepiej. Dosłownie wszystko popadło w ruinę.
Ojczym był szczęśliwy, gdy Weronika do niego przyjechała. Poprosił ją, żeby zabrała go do siebie. Taka prośba ojczyma zdziwiła Weronikę. To było już dla niej za wiele. Mieszkała z dorosłą córką. Obie pracowały. Nie mogła spędzać całego wolnego czasu na osobie przykutej do łóżka, nawet jeśli nie jest to zupełnie obcy człowiek.
Weronika obiecała ojczymowi, że coś wymyśli. Zadzwoniła do brata. Ten był gotów zabrać ojczyma do siebie, ale podróż za granicę w tym stanie była wykluczona. Próbowała też przekonać ojczyma, żeby zgodził się na dom opieki. Obiecywała, że będą go tam odwiedzali.
"Nie pójdę do żadnego domu opieki. Jeśli przeszkadzam, zostaw wszystko tak, jak jest. Jeśli Bóg pozwoli, może w końcu umrę" powiedział jej ojczym. Już miała umieścić ojczyma w domu opieki siłą, ale się na to nie zdecydowała.