Jak podaje portal "Super Express", relacje osób, które doświadczyły śmierci klinicznej, budzą wiele emocji. Można znaleźć w nich wiele punktów stycznych, choć nie brakuje i różnic w opisie doświadczeń z życia po śmierci. Jedną z osób, która odwiedziła drugą stronę, jest Lynda Cramer. Kobieta utrzymuje, że spędziła 5 lat w niebie! Ze szczegółami opisała, jak wyglądał ten czas!

Śmierć kliniczna i wizyta w niebie

Wszystko wydarzyło się w 2001 roku. Lynda Cramer szła do łazienki, kiedy niespodziewanie upadła. Wezwane na miejsce pogotowie od razu przystąpiło do reanimacji. Kiedy medycy starali się przywrócić kobiecie funkcje życiowe, ona znalazła się w niebie, gdzie jak twierdzi, spędziła aż 5 lat.

O swoich doświadczeniach z pogranicza życia i śmierci dr. Cramer opowiedziała w rozmowie ze stacją NDE Diary. Przyznała, że w pewnym momencie poczuła, jak oddziela się od swojego ciała i zaczyna unosić się do góry. Patrzyła na swoje ciało i ratujących ją medyków. Potem znalazła się w zupełnie innym miejscu.

Lynda Cramer/YouTube @NDE Diary
Lynda Cramer/YouTube @NDE Diary

W niebie

Jak wskazuje Cramer, w niebie mogła przybrać dowolną postać. Mogła też znaleźć się w dowolnym miejscu, w którym chciała. Dodała, że czas płynął tam inaczej i krótka chwila na ziemi, trwała tam 5 lat.

"Stałam na ogromnym polu kwiatów i obserwowałam pasmo górskie 30 tys. razy wyższe od Mount Everest. Zobaczyłam miasto z drapaczami chmur. Budynki Dubaju wyglądały przy nich jak miniaturowe chatki. Widziałam wielkie jeziora, mogłam wszystko oglądać z lotu ptaka" - opisała jedno z miejsc, jakie odwiedziła w czasie pobytu w niebie.

Co o tam sądzicie?

To też może cię zainteresować: Maryla Rodowicz nie przebierała w słowach. Skrytykowała TVP i polityków obecnej władzy. Czy podzieli los Michała Szpaka i Andrzeja Piasecznego

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. Synowa zapowiedziała, że kupi osobną lodówkę. Nie zgadzam się z tą decyzją

O tym się mówi: Niepokojące wizje Wojciecha Glanca zapowiada złowieszcze wydarzenia "na skale spadającej gwiazdy". Co nas czeka