Kolejne doniesienia związane z zatrzymaniem jadącej autem na "podwójnym gazie" wokalistki Bajmu, media puszczają w świat. Jeden z policjantów opowiedział, co działo się na komencie po tym, jak Beata K. została na nią doprowadzona.
Policjant opowiedział, co zaszło na komendzie, gdy trafiła tam Beata K.
Tabloidy wciąż rozpisują się na temat wpadki, jaką zaliczyła znana wokalistka Beata K. z zespołu Bajm, podsycając falę hejtu i krytyki pod jej adresem. Nie ulega wątpliwości, że ostracyzm, jaki ją obecnie spotyka jest raczej dostateczną karą, jakiej piosenkarka raczej uniknąć nie mogła.
Podkomendant Robert Koniuszy, który pełni funkcję rzecznika policji na warszawskim Mokotowie zabrał głos w sprawie Beaty K. Jak stwierdził, jest ona dla policji kobietą, jak każda inna i z pewnością nie ominie jej odpowiedzialność karna. Słusznie także zauważył, że ponosi ona karę już teraz zmagając się z ogromną falą krytyki za to, czego się dopuściła. Od pierwszych chwil, gdy afera trafiła w odmęty Internetu, krążą na jej temat niewybredne memy, a najpopularniejszy jest o tym, że "piechotą będzie szła".
Wyświetl ten post na Instagramie.Post udostępniony przez Chodź tu, wstydzę się ❤️ (@chodz_tu_wstydze_sie)
- Dla nas to jest po prostu kobieta, która w stanie nietrzeźwości prowadziła auto. Nie ma żadnych przywilejów, taryfy ulgowej, bo pani jest znana. Podejrzewam, że przez wiele lat pani Beata nie usiądzie za kierownicą. Grozi jej też grzywna i więzienie. Na pewno nie uniknie odpowiedzialności karnej - stwierdził mundurowy.
Co o tym sądzicie? Czy słuszna jest tak okrutna nagonka na gwiazdę?
O tym się mówi: Mocny felieton ojca Leona Knabit. Znamienne słowa o współczesnych mężczyznach