Podczas akcji poszukiwawczej i śledztwa w sprawie zaginięcia Izabeli, jeden z policjantów przekazał nieoficjalną wersję zdarzeń.

Jego głos senny był o, tyle że sam brał udział w badaniu tej sprawy. Izabela zaginęła 9 sierpnia, jak przekazał mediom pan Tomasz mąż Izabeli. Kobieta zamierzała udać się do szpitala we Wrocławiu, chciała odebrać stamtąd swojego ojca.

Po drodze jednak miało dojść do awarii samochodu, którym jechała. Gdy telefonicznie poinformowała o tym ojca, wspólnie ustalili, że ten w jej imieniu zadzwoni po lawetę. Chwilę później rozmawiali po raz drugi, wtedy ojciec przekazał córce, że w miejscu, gdzie się zatrzymała, zjawią się jego znajomi i osobiście udzielą jej pomocy.

Izabela zeznała, co działo się z nią przez okres trwania akcji poszukiwawczej

Gdy pojawili się na miejscu, Izabeli przy samochodzie już jednak nie było. Z ustaleń wynikało, że jeszcze około godziny 19:36 przebywała w aucie lub przy nim, 20 minut później nie było już z nią kontaktu.

Dziennikarze dotarli do funkcjonariusza, który badał sprawę zaginięcia 35-latki. Policjant przyznał wówczas, że na obecnym etapie organy ścigania biorą pod uwagę wszystkie wersje także taką, że być może Izabela nie chce kontaktu z rodziną.

Teraz Pudelek donosi, że znana jest treść zeznań Izabeli, która przez te wszystkie dni przed odnalezieniem, z nikim się nie kontaktowała.

W związku z prowadzonym przez Prokuraturę Rejonową w Bolesławcu śledztwem w sprawie o czyn z art.189 § 1 kk, w dniu dzisiejszym prokurator przesłuchał w charakterze świadka Izabelę P., która w złożonych zeznaniach podała co się z nią działo w okresie od 9 sierpnia 2024 roku do 20 sierpnia 2024 roku. Z treści jej zeznań wynika, że w tym czasie nie była pozbawiona wolności, z nikim się nie kontaktowała oraz nikt nie udzielał jej pomocy
- przekazała prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze.

Sprawa jest rozwojowa, gdyż planowane są przesłuchania kolejnych osób.

Zerknij: Joanna Koroniewska nie zdołała się powstrzymać. Zaczęła krzyczeć na widok Dowbora

Nie przegap: Z życia wzięte. "Spędziła 6 lat, błagając o dziecko": Potem po prostu zostawiła je w szpitalu położniczym