Osoby uprawiające ogórki muszą być czujne. W całej Polsce szerzy się tajemnicza zaraza, która zaczyna się od jednej niewinnej plamki i szybko niszczy wszystkie rośliny. "Wyjechałam na dwa dni, jak wróciłam, to było po wszystkim" - relacjonują załamani internauci.


W Polsce szaleje zaraza, która dotyka zarówno przemysłowe, jak i przydomowe uprawy ogórków. Wszystko zaczyna się od jednej żółtej plamki, która po kilku dniach prowadzi do całkowitego zniszczenia rośliny. Liście i łodygi usychają, uniemożliwiając ogórkom pobieranie wody, informuje Wirtualna Polska, informuje Wirtualna Polska.


W mediach społecznościowych pojawia się wiele postów ze zdjęciami chorych roślin. Internauci dzielą się swoimi doświadczeniami i pytają o możliwe przyczyny problemu. "Czy to już zaraza na ogórkach, czy plamy posłoneczne?" - pyta jedna z użytkowniczek. Niestety, odpowiedzi jednoznacznie wskazują na zarazę.


"Na moich ogórkach plamki pojawiły się w piątek, ale były pojedyncze. Wyjechałam na dwa dni, jak wróciłam, to było po wszystkim. Padły wszystkie rośliny"; "Ja zerwałam trzy ogórki z kilkudziesięciu krzaków. Reszta wszystko w zarazie"; "Nigdy nie było u nas problemów z ogórkami, a w tym roku wszystko wzięło. Nie ma nic" - piszą zrozpaczeni internauci.


Karol Kłopot, główny specjalista ds. warzywnictwa w Lubelskim Ośrodku Doradztwa Rolniczego, tłumaczy, że ogórki mogą być atakowane przez dwie choroby: bakteryjną kanciastą plamistość ogórka oraz mączniak rzekomy. Obie choroby mają podobne objawy.
Rolnicy starają się walczyć z zarazą, stosując opryski częściej niż zazwyczaj, ale nie zawsze przynosi to efekty. Winna jest zmienna pogoda.


"Jeżeli jest bardzo ciepło i wysoka temperatura się utrzymuje, choroby grzybowe się nie rozwijają. Ale jeżeli jest tak jak teraz: rano i wieczorem rosy, mgły, opady od czasu do czasu, a w ciągu dnia wysokie temperatury, to są świetne warunki sprzyjające rozwijaniu się chorób takich jak mączniak rzekomy" - mówi Karol Kłopot.


Problem z zarazą jest na tyle poważny, że wiele osób w tym roku nie zrobi żadnych przetworów z ogórków. Pani Kasia z Czaplinka w województwie lubelskim, która w poprzednich latach sprzedawała po znajomych i sąsiadach nawet dwie tony ogórków, w tym roku już po tygodniu nie miała czego zbierać.


"Brakuje ich z gospodarstw, czyli naturalnych upraw. Oczywiście, są w dużych marketach, za wiadomo jakie ceny, np. po 3,99 zł za kilogram, ale nie każdy chce z takich plantacji, gdzie nie wiadomo, co ktoś dodawał do uprawy i czym były pędzone" - zaznacza pani Kasia.


To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Moja córka oddała mnie do domu opieki i nawet mnie nie odwiedzała": Wszystko się zmieniło, kiedy napisałam testament


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Bogumiła Wander doczekała się jednego syna. Wiadomo, kim jest