Raz. Dwa. Trzy.

Zawsze trzy.

Zawsze ta sama filiżanka, zawsze ta sama rutyna.

Od czterdziestu lat.

Patrzyłem na nią i czułem pustkę.

Nie miłość. Nie złość. Nawet nie żal.

Tylko pustkę.

Miałem 65 lat. Za mną całe życie. Dzieci, wnuki, wspólne lata, których nie dało się wymazać.

Ale kiedy budziłem się rano, czułem, że już nie żyję.

Nie było rozmów. Nie było czułości. Nie było śmiechu.

Było tylko przyzwyczajenie.

Życie obok siebie. Nie razem.

— Musimy porozmawiać — powiedziałem cicho.

Żona podniosła na mnie wzrok.

— O co chodzi?

Westchnąłem.

— Chcę rozwodu.

Chwila ciszy.

Łyżeczka zatrzymała się w filiżance.

— Słucham?

Nie krzyczała.

Nie rzuciła w mnie niczym, jak to bywa w filmach.

Patrzyła na mnie długo.

— Po czterdziestu latach?

— Tak.

— Dlaczego?

Opuściłem wzrok.

— Bo nie mogę tak dłużej.

— Nie możesz jak?

— Żyć obok ciebie.

Nie wiem, czego się spodziewałem.

Może że będzie płakać.

Może że będzie błagać, żebym został.

Ale ona tylko siedziała i patrzyła.

A potem powiedziała coś, co wstrząsnęło mną bardziej niż cokolwiek innego.

— A myślisz, że ja się nie czuję tak samo?

Patrzyłem na nią oszołomiony.

— Co masz na myśli?

Uśmiechnęła się smutno.

— Że może już dawno powinniśmy to zrobić.

Poczułem, jak coś we mnie pęka.

— Dlaczego nic nie mówiłaś?

— Bo myślałam, że to właśnie tak wygląda życie.

Tamtego dnia podjęliśmy decyzję.

Nie było kłótni. Nie było nienawiści.

Była tylko dwójka ludzi, którzy zrozumieli, że nie można żyć tylko z przyzwyczajenia.

I że na szczęście nigdy nie jest za późno.

To też może cię zainteresować: Agata Buzek planowała ślub, ale ich miłość nie przetrwała. Rozstanie wciąż owiane tajemnicą

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Koleżanka zapomniała się rozłączyć": Dzięki temu odkryłam prawdę o swojej rodzinie