Nic nie zapowiadało katastrofy.

Wysiadłam z autobusu, zmęczona po pracy, myśląc tylko o tym, żeby zrobić sobie herbatę i chwilę odpocząć.

Było jeszcze wcześnie. Szef odwołał spotkanie, więc wróciłam kilka godzin wcześniej, niż planowałam.

Nie uprzedzałam męża.

Po co miałam to robić? Przecież wracałam do własnego domu. Przekręciłam klucz w zamku i od razu poczułam coś dziwnego.

Cisza. Ale nie taka zwyczajna, domowa cisza. To była cisza napięta, przytłaczająca.

I wtedy to zobaczyłam.

W przedpokoju, na podłodze, leżała damska sukienka.

Czerwona.

Nie moja.

Serce zaczęło mi walić.

Nie chciałam iść dalej.

Ale musiałam.

Słyszałam ich, zanim ich zobaczyłam. Chichot. Stłumione słowa.

Drzwi do sypialni były niedomknięte. Chciałam się cofnąć. Chciałam uwierzyć, że to jakiś absurdalny sen.

Ale zrobiłam krok naprzód. I wtedy go zobaczyłam.

Mojego męża. I ją. W moim łóżku. W łóżku, w którym jeszcze wczoraj zasypiał obok mnie.

Nie wiem, jak długo tam stałam. Sekundy? Minuty?

Nie wiem, kto zauważył mnie pierwszy.

Wiem tylko, że gdy nasze spojrzenia się spotkały, nie było w nim wstydu.

Nie było strachu. Tylko irytacja.

— Miałaś być w pracy… — powiedział, jakby to było jedynym problemem.

Jakby nie to, że mnie zdradzał. Tylko to, że zobaczyłam prawdę.

Nie pamiętam, jak wyszłam. Nie wiem, czy coś powiedziałam.

Wiem tylko jedno.

Tamtego dnia wróciłam do domu wcześniej. I już nigdy do niego nie wróciłam.

To też może cię zainteresować: Donald Tusk reaguje na aferę między Sikorskim a Muskiem. Ostro o PiS

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Maciej Kurzajewski pożegnał się z "Tańcm z gwiazdami". Jego partnerka nie była w stanie powstrzymać łez