Kiedy zdecydowałam się przeprowadzić do domu opieki, wiedziałam, że to będzie trudne. Mój wiek, zdrowie i samotność po śmierci męża sprawiły, że nie miałam innego wyboru. Moje dzieci obiecały, że będą mnie odwiedzać, a wnuki cieszyły się, że babcia będzie miała profesjonalną opiekę. Ale rzeczywistość okazała się inna.
Początkowo wnuki odwiedzały mnie regularnie. Przynosiły rysunki, opowiadały o szkole, a ja cieszyłam się każdą chwilą spędzoną z nimi. Ale z czasem ich wizyty stawały się coraz rzadsze. Zaczęłam zauważać coś, co mnie bolało – gdy przychodziły, były jakby nieswoje, unikały kontaktu wzrokowego, nie chciały rozmawiać o tym, gdzie jestem.
Pewnego dnia, gdy moja wnuczka Zosia przyszła z matką, zapytałam ją, co się dzieje.
– Zosiu, czy coś jest nie tak? – zapytałam cicho, gdy usiadła obok mnie.
Spojrzała na mnie niepewnie, po czym spuściła wzrok.
– Babciu, koleżanki w szkole pytały, dlaczego mieszkasz w domu starców – powiedziała z bólem w głosie. – Nie wiedziałam, co im powiedzieć…
Te słowa były jak cios. Czy moje wnuki wstydziły się mnie? Czy dom opieki, który miał być moim schronieniem, stał się powodem do ich zażenowania?
Kilka dni później odwiedził mnie wnuk, Kuba. Próbowałam z nim porozmawiać.
– Kubo, czy ty też wstydzisz się, że tu mieszkam? – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy.
Chłopak wzruszył ramionami.
– Nie wstydzę się ciebie, babciu – odpowiedział. – Ale… wiesz, ludzie gadają. Mówią, że jeśli ktoś mieszka w takim miejscu, to rodzina go porzuciła.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przez całe życie starałam się być najlepszą matką i babcią, poświęcałam wszystko dla swojej rodziny. A teraz miałam tłumaczyć się z tego, że mieszkam w domu opieki?
Postanowiłam działać. Zaczęłam od rozmowy z moimi wnukami. Pewnego dnia zaprosiłam ich do wspólnego spędzenia czasu w domu opieki. Pokazałam im mój pokój, poznałam z przyjaciółmi, których tam znalazłam. Opowiedziałam o codziennych zajęciach – o lekcjach tańca, warsztatach artystycznych, wspólnych grach i spacerach w ogrodzie.
– Widzicie, kochani, to nie jest miejsce, gdzie ludzie czekają na koniec życia – powiedziałam z uśmiechem. – To miejsce, gdzie wciąż możemy cieszyć się życiem, uczyć się nowych rzeczy i być razem.
Zosia spojrzała na mnie z zaskoczeniem.
– Babciu, naprawdę masz tu przyjaciół? – zapytała, jakby nie mogła w to uwierzyć.
– Tak, Zosiu – odpowiedziałam. – I naprawdę czuję się tu dobrze. Nie jest to mój dawny dom, ale to nie znaczy, że moje życie się skończyło.
Kilka tygodni później Zosia napisała wypracowanie do szkoły. Opowiedziała w nim o swojej babci, która mieszka w domu opieki, ale wciąż cieszy się życiem i uczy innych, że wiek nie jest przeszkodą do szczęścia. Kiedy przeczytała mi ten tekst, poczułam, że moje starania nie poszły na marne.
Zrozumiałam wtedy, że to nie miejsce, gdzie mieszkamy, definiuje nasze życie, ale to, co z tym życiem zrobimy. A ja, mimo że mieszkam w domu opieki, wciąż mogę być przykładem dla moich wnuków, że życie to coś więcej niż tylko miejsce – to ludzie, których kochamy, i radość, którą znajdujemy w drobiazgach.
To też może cię zainteresować: Zaparkował samochód na podziemnym parkingu. Liścik za wycieraczką stał się hitem internetu
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Karol Nawrocki komentuje Trzaskowskiego i Tuska. Padły ostre słowa