Kiedy wychodziłam za mąż za Krzysztofa, wiedziałam, że jego matka, Elżbieta, jest silną osobowością. Zawsze wszystko wiedziała najlepiej – jak gotować, jak prowadzić dom, jak wychowywać dzieci. Ale myślałam, że z czasem znajdziemy wspólny język, że nasze relacje będą się układać. Niestety, od momentu narodzin naszego pierwszego dziecka wszystko zaczęło się sypać.
Początkowo jej komentarze były subtelne, prawie niewinne. Gdy widziała, że karmię synka butelką, marszczyła brwi.
– „Wiesz, Ewa, kiedy Krzysztof był mały, to zawsze karmiłam go piersią. Dlatego jest taki zdrowy i silny. Może powinnaś spróbować bardziej się postarać?”
Próbowałam ignorować te uwagi, tłumacząc sobie, że Elżbieta po prostu chce dobrze. Ale z czasem jej krytyka stawała się coraz bardziej bezpośrednia.
– „Dlaczego pozwalasz mu tak długo siedzieć przed telewizorem? W moich czasach dzieci bawiły się na dworze, a nie marnowały czas na głupoty.”
– „Krzysiu, pamiętasz, jak nauczyłam cię jeść nożem i widelcem, zanim skończyłeś trzy lata? Twój syn ma pięć, a nadal nie radzi sobie z podstawowymi rzeczami.”
Za każdym razem, gdy mówiła coś takiego, czułam, jak wzbiera we mnie złość. Ale najgorsze było to, że Krzysztof nigdy nie stawał po mojej stronie. Zamiast tego uśmiechał się i przytakiwał.
– „Mama ma rację, Ewa. Może rzeczywiście powinniśmy spróbować inaczej?”
Każda taka sytuacja odbierała mi pewność siebie jako matce. Zaczęłam kwestionować każdą swoją decyzję – czy jestem wystarczająco dobra? Czy naprawdę popełniam błędy, które mogą zaszkodzić moim dzieciom? Ale jednocześnie w środku czułam, że Elżbieta przekracza granice.
Pewnego dnia, kiedy byliśmy u niej na obiedzie, sytuacja osiągnęła kulminację. Nasz starszy syn, Kuba, nie chciał zjeść surówki. Zamiast dać mu spokój, Elżbieta zaczęła swoją tyradę.
– „Kiedy Krzysztof był w jego wieku, zawsze jadł wszystko, co mu podawałam. Ale to dlatego, że go nauczyłam szacunku do jedzenia. Ty, Ewa, chyba nie umiesz stawiać dzieciom granic.”
Czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Spojrzałam na Krzysztofa, licząc, że tym razem stanie po mojej stronie. Ale on tylko wzruszył ramionami.
– „Mama ma rację, Ewa. Może powinnaś być bardziej konsekwentna.”
Nie wytrzymałam.
– „Dość!” powiedziałam, wstając od stołu. „Elżbieto, mam już dość twojej krytyki. Wychowuję swoje dzieci najlepiej, jak potrafię. Może nie robię wszystkiego tak, jak ty byś chciała, ale to moje życie, moje dzieci i moje decyzje.”
Cisza w pokoju była przerażająca. Elżbieta spojrzała na mnie, zaskoczona moją reakcją.
– „Nie musisz się tak unosić, Ewa,” powiedziała chłodno. „Ja tylko chcę, żeby twoje dzieci wyrosły na porządnych ludzi.”
Spojrzałam na Krzysztofa, oczekując, że w końcu coś powie, że mnie wesprze. Ale on milczał. Jego brak reakcji bolał mnie bardziej niż cokolwiek innego.
Od tamtego dnia nasze relacje z Elżbietą stały się jeszcze bardziej napięte. Krzysztof nadal unika konfrontacji, twierdząc, że „nie warto się kłócić.” Ale ja wiem jedno – nie mogę pozwolić, by moja teściowa rządziła moim życiem. Każdego dnia walczę o to, by być dobrą matką na własnych zasadach, ale w środku wciąż czuję się samotna w tej walce.
Zastanawiam się, czy kiedykolwiek odzyskam wsparcie mojego męża. Czy zobaczy, jak bardzo mnie rani jego milczenie? A może zawsze będę musiała radzić sobie sama, walcząc nie tylko z krytyką Elżbiety, ale też z brakiem zrozumienia ze strony osoby, która powinna być moim największym sojusznikiem?
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Syn wziął mnie na opiekunkę dla dzieci": Ale nie traktuje mnie jak matki, tylko jak służącą
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Córka wymaga, żebym sprzedała dom rodzinny i podzieliła pieniądze między nią a brata": To jedyna pamiątka po moim mężu