Moja mama od zawsze miała wysokie wymagania. Nigdy nie było miejsca na słabości, ani na jakiekolwiek błędy. Od najmłodszych lat starałam się sprostać jej oczekiwaniom, ale z czasem zaczęłam zdawać sobie sprawę, że to walka, której nie można wygrać. Teraz, kiedy sama jestem dorosłą kobietą, a ona potrzebuje mojej pomocy, spodziewałam się, że nasza relacja w końcu ulegnie zmianie. Ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
Opieka nad mamą stała się dla mnie ciężarem, o którym nigdy bym nie pomyślała. Zabezpieczam ją finansowo, organizuję wszystko, co potrzebuje, dbam o to, by miała wszystko, czego jej potrzeba. Ale dla niej to za mało. "Nigdy nie będziesz dobrą córką," te słowa odbijają się echem w mojej głowie każdego dnia. Za każdym razem, kiedy jej pomagam, robię to z poczuciem obowiązku, a nie miłością, którą powinna czuć matka do dziecka. Każda rozmowa z nią to wyczerpująca walka, pełna nieuzasadnionych pretensji, krytyki i oskarżeń.
Ostatnio, kiedy znów wybuchła kłótnia, spytała mnie, dlaczego nie dbam o nią jak córki jej przyjaciółek. „One przynajmniej mają czas, żeby z nimi posiedzieć, a nie tylko dają pieniądze!” – krzyknęła z wyrzutem. Wtedy po raz pierwszy w życiu zrozumiałam, że niezależnie od tego, co zrobię, dla niej nigdy nie będę wystarczająca. Wszystko, co od niej słyszę, to to, czego nie zrobiłam, co powinnam była zrobić lepiej, co zawaliłam.
W pewnym momencie doszło do tego, że zaczęłam unikać kontaktu z nią. Każda rozmowa to jak kolejne pole bitwy. Zaczęłam zastanawiać się, czy nie lepiej odciąć się całkowicie, zacząć żyć dla siebie, a nie dla jej kaprysów. Z jednej strony mam poczucie winy – przecież to moja matka, osoba, która mnie wychowała. Z drugiej jednak strony, ile jeszcze mam znosić tego psychicznego ciężaru?
Ostatnia sytuacja, która przelała czarę goryczy, była naprawdę absurdalna. Mama zadzwoniła do mnie, by powiedzieć, że zaprosiła do domu kuzynkę, której nie widziała od lat, i że oczywiście oczekuje, że ja zajmę się całą organizacją. Gdy powiedziałam, że nie mogę, bo mam własne plany, odparła lodowato: „Jak zwykle, nie liczysz się z nikim oprócz siebie.” Te słowa zabolały, ale nie dlatego, że były prawdziwe, tylko dlatego, że po raz kolejny zrozumiałam, że dla niej nigdy nie będę wystarczająca.
Teraz, w wieku 55 lat, patrzę na nasze relacje i widzę, jak bardzo zostałam zraniona przez osobę, która powinna mnie kochać bezwarunkowo.
To też może cię zainteresować: Woda przelewa się przez wały i zalewa całe miasto. Pilny apel do mieszkańców
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Przywiozłam do domu chorą matkę": Mąż zaczął domagać się wyrzucenia jej z domu