Drżącymi rękami nalewałam herbatę do filiżanek. Para buchnęła mi w twarz, a łzy cisnęły się do oczu. Już od kilku tygodni ta rozmowa wisiała w powietrzu, niczym ciemna chmura nad naszymi głowami. Teraz nadszedł czas, żeby ją odbyć.


"Prababciu," zaczęłam łagodnie, "muszę z tobą porozmawiać o czymś ważnym." Spojrzała na mnie zmęczonymi, błękitnymi oczami. W nich dostrzegłam cień obawy, której tak bardzo się bałam.


"Wiesz, że wkrótce urodzi się moje dziecko," kontynuowałam. "Ja i Michał nie mamy wystarczająco miejsca w naszym małym mieszkaniu. Potrzebujemy więcej przestrzeni."
Prababcia zacisnęła usta w cienką linię. Jej dłonie, pokryte brązowymi plamami starości, drżały lekko. "Rozumiem," powiedziała cicho. "Ale co to ma wspólnego ze mną?"


Z głębokim wdechem wyrzuciłam z siebie te słowa: "Myśleliśmy, że może chciałabyś rozważyć przeprowadzkę do domu opieki."


W filiżance prababci herbata ostygła, a na jej twarzy malowała się mieszanina gniewu i smutku. "Do domu opieki?!" wykrzyknęła. "Nigdy! Nigdy tam nie pójdę! To jak więzienie dla starych ludzi!"


Poczułam, jak narasta we mnie fala frustracji. "Ale prababciu," powiedziałam z błaganiem w głosie. "Nie możesz sama mieszkać. Potrzebujesz opieki, kogoś, kto będzie na ciebie uważał."

"Mam ciebie," odparła z uporem. "I Michała. Będziecie mnie odwiedzać, prawda?"
Łzy napłynęły mi do oczu. "Prababciu, to nie tak proste. Będę miała noworodka. Nie dam rady sama zajmować się tobą i dzieckiem."


Prababcia spojrzała na mnie z determinacją w oczach. "Nie," powiedziała stanowczo. "Nigdy nie pójdę do domu opieki. Wolę zostać tutaj, we własnym domu, nawet jeśli to oznacza, że będę sama."


I co mam teraz robić?

To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Domyślałam się, że wnuk nie jest z nami spokrewniony": Postanowiłam dowiedzieć się wszystkiego bardzo dokładnie

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Zenek Martyniuk o relacjach z synową. Wyjawił całą prawdę