Mam na imię Marta, a mój mąż Tomek. Udało nam się stworzyć bardzo silną rodzinę. Mamy dwójkę dzieci - dwie dziewczynki. Tomek po prostu uwielbia swoje księżniczki, rozpieszcza je. Czasem mam wrażenie, że ma z nimi lepszy kontakt niż ja. Bardzo kocham mojego męża, a on kocha mnie, ale zaczęłam zauważać, że ostatnio bardzo się czymś martwi.
Stał się wyjątkowo zdenerwowany, zdarzało mu się nawet nakrzyczeć na dzieci, czego nigdy wcześniej nie robił. Nie rozumiałam o co chodzi, a kiedy zapytałam męża, odpowiedział mi: "mam problemy w pracy".
Uspokoiłem się. Czas mijał, a w domu nie było lepiej i gdy już zdecydowałam się na poważną rozmowę z mężem, zadzwonił telefon. Odebrałam. Po drugiej stronie odezwała się kobieta i powiedziała do mnie: „czy wiesz, że twój mąż ma drugą rodzinę? Ma syna". Potem kobieta się rozłączyła.
Nie mogłam uwierzyć, że mąż mnie zdradził, nie mogłam się doczekać, aż wróci z pracy, a kiedy przyszedł, zapytałam go wprost o kobietę, która przedstawiła mi się jako Karolina. Próbował kluczyć, ale zagroziłam mu, że jeśli sam mi nie powie, to ja i tak się wszystkiego dowiem.
Wtedy powiedział mi, że trzy lata temu miał romans ze sporo od nieg młodszą dziewczyną z pracy. Zaszła w ciążę. Podkreślał, że bardzo kocha mnie i swoje dzieci. Karolina urodziła chłopca, ale jest złą matką, więc mój mąż nie chciał, żeby jego dziecko było sierotą. Nie mogłam uwierzyć, że coś takiego dzieje się w mojej rodzinie. Powiedziałam, żeby przywiózł chłopca do nas.
Przytuliłam tego chłopca i uświadomiłam sobie, że nigdy nie oddam go nikomu innemu. Adoptowaliśmy go z mężem, teraz mamy trójkę dzieci, dziewczynki bardzo pokochały Krystiana. A to dziecko jest teraz najszczęśliwszym dzieckiem na świecie.
Spotkałam babcię Krystiana. Powiedziała mi, że jej córka nigdy nie kochała mojego męża i ich dziecka. Powiedziałam, żeby się nie martwiła, bo teraz Krystian ma ludzi, którzy bardzo go kochają.
Minęło wiele lat, dziewczyny dorosły, wyszły za mąż, wszystko jest z nimi w porządku, ich syn kończy szkołę medyczną, jesteśmy bardzo dumni z naszych dzieci. Myślę, że dobrze zrobiłam, że akceptując dziecko mojego męża.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "I co z tego, że dziecko na gorączkę, nic mu nie będzie. Kto nam tutaj pomoże": Powiedziała mi mama
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Na ulicach Warszawy pojawiły się luksusowe limuzyny hierarchów kościelnych. Trwa plenarne zebranie Konferencji Episkopatu Polski. Bogactwo aż kapie