Od śmierci ojca ja i mój brat staliśmy się podporą mamy. Byliśmy jeszcze młodzi, ale wiedzieliśmy, że musimy się nią zaopiekować. Mama nie radziła sobie sama. Pochłonęła ją żałoba, a codzienne obowiązki stały się dla niej zbyt ciężkim wyzwaniem.
Zrobiliśmy dla niej wszystko. Ja zrezygnowałem z planów studiów i zacząłem pracę, żeby zapewnić jej byt. Mój brat pomagał w domu, gotował, sprzątał i robił zakupy. Byliśmy dla niej nie tylko synami, ale też przyjaciółmi i oparciem.
Minęły lata. Mama powoli otrząsnęła się z żałoby, a my cieszyliśmy się, że znów jest z nami. Nadal opiekowaliśmy się nią, ale teraz nasze relacje były bardziej partnerskie. Spędzaliśmy razem czas, rozmawialiśmy, śmialiśmy się.
Pewnego dnia mama zachorowała. Diagnoza była druzgocąca: nieoperacyjny nowotwór. Świat nam się zawalił. Wiedzieliśmy, że zostało jej niewiele czasu.
W tych ostatnich miesiącach byliśmy przy niej non stop. Trzymaliśmy ją za rękę, szeptaliśmy słowa otuchy, staraliśmy się ulżyć w cierpieniu. Byliśmy z nią do samego końca.
Po śmierci mamy byliśmy pogrążeni w żalu. Straciliśmy nie tylko ukochaną osobę, ale też przyjaciółkę i mentorkę.
Kilka tygodni po pogrzebie mama wezwała nas do notariusza. Okazało się, że w testamencie zapisała cały swój majątek nie nam, ale swojej siostrze, z którą od lat nie utrzymywała kontaktów.
Byliśmy w szoku. Nie mogliśmy uwierzyć, że mama tak nas potraktowała. Po wszystkim, co dla niej zrobiliśmy, po tylu latach poświęcenia, odpłaciła nam się taką obojętnością.
Do dziś nie mogę pogodzić się z tą decyzją. Nie rozumiem, dlaczego mama tak nas skrzywdziła. Czuję się zdradzony i zraniony.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Wzięłam osieroconą Julię do domu pod jednym warunkiem": Nagle moje dzieci przypomniały sobie o mnie
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Za te grzechy nie otrzymamy rozgrzeszenia. Mamy pełną listę