Być może są gdzieś na świecie są normalne teściowe, choć mnie się akurat taka nie trafiła. Jeśli mam być szczera moje doświadczenia z teściową są raczej gorzkie.
Ja i Artur pobraliśmy się na trzecim roku studiów. Zaszłam w ciążę i trochę nie było innego wyjścia. Niestety po ślubie nie mogliśmy mieszkać w akademiku, bo nie tolerowano tam małżeństw z dziećmi. Nie stać nas było na wynajem. Wtedy mama Artura zaproponowała, żebyśmy zamieszkali w mieszkaniu, które odziedziczyła po swojej teściowej.
Miała je wynająć, ale uznała, że w tej sytuacji nam przyda się ono bardziej. Było tu sporo rzeczy do zrobienia i powoli staraliśmy się wszystko ogarniać. Najważniejsze, że mieliśmy dach nad głową i nie musieliśmy się przejmować czynszem.
Nasze szczęście trwało tylko dwa miesiące. Któregoś razu, gdy siedziałem nad całkami, drzwi frontowe nagle się otworzyły. Teściowa stała na progu z dwiema ogromnymi torbami. Widząc moją zdziwioną minę, od niechcenia oświadczyła: „będziemy teraz razem mieszkać. Wynająłem mieszkanie, zdecydowałem, że tak będzie lepiej, pomogę wam w utrzymaniu mieszkania”.
Nie pozostało mi nic innego, jak tylko kiwnąć głową i powiedzieć: „w takim razie będziemy mieszkać razem”. Jednak już pierwsze minuty pobytu teściowej w naszym mieszkaniu pokazały, że owo „razem” będzie trudne. Teściowa weszła do łazienki i zaczęła narzekać na panujący tam bałagan.
„Nigdy tu nie sprzątałaś? Aż strach podejść do umywalki!”.
Nie odpowiedziałam. Próbowałam domyć umywalkę, ale ona przez lata zbierała brud i doczyszczenie jej było niemożliwe. Teściowa kontynuowała inspekcję, w całym domu znajdując powód, żeby się do czegoś przyczepić.
Wieczorem wrócił mój mąż. Nie był zaskoczony widokiem swojej mamy w naszym domu. Okazało się, że wiedział, że się do nas wprowadzi od jakiegoś czasu. Szkoda, że nie raczył mnie o tym ostrzec. Teściowa się czepiała, a mój mąż wzruszał tylko ramionami i mówił, że „w końcu to jej mieszkanie”. Po kilku godzinach miałam dość. Poszłam spać, licząc na to, że rankiem będzie lepiej.
Nie było. Wstałam i poszłam do kuchni się trochę pouczyć, czekały mnie trudne egzaminy na uczelni. Dość szybko dołączyła do mnie mama mojego męża i zaczęły się pretensje.
„Mówiłam ci, że do porannej herbaty lubię zjeść naleśniki” – zaczęła. „Trzeba było je usmażyć, a nie od rana siedzieć z nosem w książce”.
Do kuchni przyszedł mój mąż i stwierdził.
„Naleśniki to świetny pomysł. Natalka zrób” – powiedział.
Na samą myśl o naleśnikach zrobiło mi się niedobrze. Wybiegłam do łazienki.
Przeżyłam z teściową cztery dni piekła. Potem nic jej nie wyjaśniając, zebrałam swoje rzeczy, zadzwoniłam do koleżanki, żeby mi pomogła. Wzięła taksówkę na dworzec autobusowy, a stamtąd pojechałam prosto do mamy.
Trochę się bałam, bo moja mama nie miała pojęcia ani o ciąży, ani o ślubie. Nie była na mnie zła, a przynajmniej nie dała mi tego odczuć. Bardzo mi pomogła przy dziecku. Tylko dzięki niej udało mi się skończyć studia.
Rozwiodłam się z Arturem, co jakoś specjalnie go nie ruszyło, wręcz przeciwnie, wydawało mi się, że odetchnął z ulgą. Jego matka też.
To też może cię zainteresować: Pies trafił do schroniska w opłakanym stanie. Po kilku godzinach zmienił się do nie poznania
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Agnieszka Chylińska otrzymała ostrzeżenie. Zwrócono uwagę na konieczność ostrożności przy takich radykalnych zmianach