"Jacy ludzie" - przeklęłam. Cóż, nie leń się codziennie odkręcać czyjeś żarówki. Nie chciałam iść pieszo na dziewiąte piętro. Będzie lepiej jechać windą. Na samą myśl o tym prawie się nudziłam. Brr! I co robić?

Dzisiaj jestem bardzo zmęczona. W pracy pełnia szaleństwa, bieganie dookoła. Nogi odpadają! Nacisnęłam przycisk windy i zaczęłam czekać. Oczekiwanie było krótkie. Zapalona winda mile mnie zaskoczyła, podłoga była czysta, ale co najważniejsze nie było uporczywego zapachu moczu. Weszłam do windy i nacisnęłam numer 9. Winda szarpnęła konwulsyjnie i zaczęła powoli się podnosić.

Żeby tylko nie utknąć, żeby tylko nie utknąć — szepnęłam.

Winda szarpnęła, wydała dziwny dźwięk i się zatrzymała. Drzwi powoli, jakby niechętnie, otworzyły się, wypuszczając mnie. Fuj! To było tak, jakby kamień wypadł z mojej duszy. Stojąc przed drzwiami mojego mieszkania, wyjęłam przygotowany wcześniej klucz z kieszeni kurtki i usłyszałam, jak ktoś cicho szlocha. Dźwięk wydawał się dochodzić z góry. Ostrożnie, z obawą weszłam na piętro techniczne. Tam, w kącie, skulone w kłębek siedziało dziecko. Przestraszona wiśniowymi oczami spojrzała na mnie, trzymając szarego kota na piersi.

Przykucnęłam i zapytałam ostrożnie.

-Kim jesteś?

-Ludzkie dziecko!

Śniąc o śmiechu, uśmiechnęłam się i zapytałam.

-Czy masz imię, ludzkie dziecko?

-Każdy ma imię.

-Więc, jak masz na imię?

Dziecko patrzyło na mnie z niedowierzaniem i milczało.

-Mam na imię Joanna! A ty?

-Aleksandra!

-A co tu robisz, Aleksandra? Z jakiegoś powodu wydawało mi się, że przede mną jest dziewczyna. Dlaczego płakała?

-I nie płakałam, zaśpiewałam piosenkę.

- Komu zaśpiewałaś piosenkę?

-Nie śpiewałam, śpiewałem! Jestem chłopcem!

-Przepraszam, jest tu ciemno i nie widziałam cię dobrze. Więc komu zaśpiewałeś piosenkę?

-Annie!

-Jakiej Annie?

-Cóż, jak możesz nie rozumieć, Anna, to kot! Była przestraszona i zmarznięta. Więc zaśpiewałem jej piosenkę.

-Aleksander i Anna prawdopodobnie nie tylko zamarzli, ale też chce jeść?

Tak — chętnie się zgodził Aleksander, ale po chwili zastanowienia dodał — I ja też!

-Odwiedź mnie?

-A Anna?

-I zapraszam też Annę do odwiedzenia. Wyciągnęłam rękę do dziecka, dłonią do góry. Aleksander spojrzał na mnie z niedowierzaniem, potem na moją wyciągniętą dłoń i skinął głową.

-Poszedł! I wręczył mi swój ciepły, mały, delikatny bagaż. Wzięłam Aleksandra za prawą rękę, a lewą ostrożnie przycisnęłam Annę do siebie.

-Cóż, nadchodzimy! Powiedziałam, zbliżając się do drzwi mojego mieszkania. Otworzyłam drzwi i uroczyście oznajmiłam:

-Witaj, drogi przyjacielu, no cóż, Anna, chodź też!

-Chłopiec uśmiechnął się, a na jego policzkach pojawiły się śliczne dołeczki.

Włączyłam światła w całym mieszkaniu. Cóż, nie lubię ciemności. Nie boję się, a jedynie nie lubię!

-Aleksander, idziemy do kuchni? Jestem taka głodna! Wygląda na to, że Anna też naprawdę chce jeść.

-Daj spokój. Zdejmując sandały na korytarzu, chłopak śmielej poszedł za mną do kuchni.

- Więc co my tu mamy? Mleko dla kota i dla nas? Aleksander, lubisz pierogi?

-Nie wiem!

-Jak to? Czy nigdy nie jadłeś pierogów?

-Zjadłem.

-Czy smakowało dobrze?

-Więc.
A więc Anna — mleko, a my — pierogi. Odpowiada?

-Tak — zgodził się energicznie Aleksander.

Wyjęłam spodek, nalałam mleka i położyłam na podłodze. Aleksander podniósł kota do spodka i położył obok niego. Kot uważnie się rozejrzał. I uparcie nie chciał pić mleka.

-A, może ona nie lubi mleka?

„Nie wiem,” wzruszyłam ramionami. Dajmy jej kiełbaski! Wszystkie koty uwielbiają kiełbaski. Wyjęłam kiełbasę z lodówki, pokroiłam kawałek i podałam Aleksandrowi. Aleksander wziął kawałek, który zaoferowałam, usiadł na podłodze obok kota i patrząc jej w oczy, powiedział.

-Jedź, Anno, bo nie dorośniesz, chłopcy i psy będą cię obrażać. Jakby zdając sobie sprawę z tego, co wyjaśnia jej chłopak, kot posłusznie zjadł smakołyk, polizał go, wypił mleko ze spodka i zaczął ocierać się o moje nogi.

-I jesteś dobra, koty, nie pójdą do złych ludzi! - powiedział pewnie Aleksander.

-Gdy będę gotować pierogi, umyjesz się w łazience?

-Czy muszę?

-Cóż, chciałabym, abyś był czysty, gdy będziemy jeść.

-Ok, tylko nie idź do łazienki! Ja sam już świetnie sobie z tym poradzę!

-Aleksander, ile masz lat?

-Pięć.

Aleksander umył się w łazience, ugotowałam pierogi i zastanawiałam się, co dalej? Musiałam szczegółowo zapytać chłopca, kim jest i skąd pochodzi. Zadzwonić do jego rodziców, prawdopodobnie zwariują. Zmartwieni!

-Aleksander, - Zapukałam do łazienki, przyniosłam ci moją koszulkę, ubieraj się czysto! Czy już się myłeś?

Aha.

-Pierogi już na stole, pospiesz się.

Nakryłam do stołu i czekałam na mojego małego gościa. Mokry, z włosami sterczącymi ze wszystkich stron, Aleksander wszedł do kuchni w długim podkoszulku.

-Siadaj, jedz.

Nie musiałam go długo przekonywać. Wspinając się silnie na krzesło, podniósł widelec i łapczywie rzucił się na jedzenie, połykając i liżąc z przyjemnością. Po jedzeniu odsunął talerz, wytarł usta wierzchem dłoni i spojrzał na mnie.

-Herbatę, czy sok?

-Sok.

Nalewając szklankę soku, zapytałam.

-Aleksander, gdzie mieszkasz?

-Tutaj — machnął ręką w bok.

-Tak jasne. A co robiłeś tak późno przy drzwiach kogoś innego? Dlaczego nie poszedłeś do domu?

- Szedłem, szedłem, a potem znudziłem się i byłem samotny i poszedłem szukać mojej mamy.

-A jak ma na imię twoja mama?

-Mama!

-Im dalej, tym bardziej wszystko było zagmatwane. Aleksander, powiedziałeś, że każdy ma imię. Jak nazywa się twoja mama?

-Nie wiem jeszcze na pewno.

-To się nie zdarza!

-Zdarza się.

-Ok, idziemy spać, jutro zrozumiemy.

-Joanno, może moja mama to ty?

Zaskoczyły mnie takie słowa. Pochodzi z sierocińca. Jak nie od razu zrozumiałam. Nie wiedząc, co powiedzieć temu chłopcu, który patrzy na mnie z nadzieją i błaganiem, powiedziałam.

-Nie jestem pewna, Aleksander. Chodźmy lepiej spać!

- Chodźmy — dopił sok, wstał z krzesła, wzięłam go w ramiona i zaniosłam do pokoju. Od razu w moich ramionach owinął ramiona wokół mojej szyi i oparł się o moją klatkę piersiową. Przyciskając to maleńkie ciałko do siebie, poczułam trzepot jego małego serca na mojej piersi. Dusiłam się od łez, które napłynęły mi do gardła.

-Cóż, Aleksander, chodź! Rozłożyłam fotel, przykryłam go prześcieradłem i położyłam poduszkę.

-Cóż, Aleksander, wskocz do łóżka!

Chłopiec szybko wdrapał się na oferowane mu łóżko, przykryłam go ciepłym kocem.

-Śpij, - i pocałowałam go w policzek.

-Zostaniesz ze mną?

-Okay, opowiem ci bajkę, a ty zasypiaj!

Długo nie musiałam rozmawiać, nie miałam czasu opowiadać o tym, jak zakończyło się spotkanie Szarego Wilka z Czerwonym Kapturkiem, jak zasnął.

Wyszłam do kuchni, zamknęłam za sobą drzwi, otworzyłam okno i zapaliłam papierosa. Panie, co mam teraz zrobić? Były dwa sposoby, aby zabrać go na najbliższy posterunek policji i zapomnieć, a drugie, żeby mały Aleksander miał matkę. Nie pasuję do roli matki. W tej chwili jak grzmot na czystym niebie zadzwonił telefon!

-Halo, słucham!

-Halo, córko, nie śpisz?

-Nie śpię.

-Czy coś się stało?

-Cóż, jak mam ci powiedzieć?

-Jak jest, więc powiedz mi!

-Mamo, historia się powtarza!

-O czym mówisz?

- Pamiętasz, jak miałaś córkę?

-Oczywiście, Joanno, pamiętam i muszę powiedzieć, że nigdy tego nie żałowałam.

-Mamo, wygląda na to, że będę mieć dziecko!

-Jesteś w ciąży?

-Nie, nie słyszałeś o czym mówię? Historia się powtarza!

Znalazłam pięcioletniego chłopca z sierocińca!

"Będę tam!"

-Nie trzeba, przyjdź jutro.

-Nie kłóć się, wychodzę.

Sprzeczanie się było naprawdę bezcelowe. Skończyłam palić i zaczęłam czekać na przybycie moich rodziców. Przychodziły mi do głowy różne myśli. Sierociniec, Aleksander z sierocińca, ja. Byłam trochę młodsza, niż teraz Aleksander, kiedy wychodziłam z sierocińca w poszukiwaniu mojej matki. Długo błąkałam się po mieście, spoglądając w twarze przechodzących obok mnie kobiet i z nadzieja, że spytałam kolejną ciocię:

-Ciotko, czy nie jesteś moją matką?

Kobiety uśmiechały się, potrząsały głowami i odchodziły. Robiło się ciemno, a ja byłam zmęczona i głodna, więc poszłam do frontowych drzwi najlepszego domu. Tam, pod schodami pierwszego piętra, znalazła mnie moja mama. Miałam szczęście, że ludzie, którzy mnie znaleźli, byli bezdzietni, adoptowali mnie. A teraz historia powtórzyła się. Teraz ja muszę zostać matką tego dziecka.

Dlaczego porzucone dzieci, które zawsze szukają matek, które je porzuciły, są zdradzane? Nie wiem, nie ma odpowiedzi na to pytanie!

Rozległo się pukanie do drzwi. Podszłam do drzwi i wyjrzałam. Tam, na placu zabaw, uśmiechnięci stali moi rodzice, moi rodzice. Pospiesznie otworzyłam drzwi.

Ledwie przekraczając próg mieszkania, mama powiedziała:

- Cześć, córko, powiedz mi, co tam się stało? Pokaż chłopca! Gdzie on?

-Jadł i zasnął w pokoju.

Rodzice weszli do pokoju z gęsią skórką. Patrząc na śpiącego Aleksandra, moi rodzice poszli ze mną do kuchni.

Tam, przy filiżance herbaty, opowiedziałam wszystko, co wydarzyło się tego wieczoru.

-Tak, rodzice! Nie wiem nawet, co robić!

Ojciec, który wciąż milczał, nagle powiedział:

-Co robić, co robić? Zawsze marzyłem o synu, a ty kiedy byłaś mała, zawsze prosiłaś o brata. To właśnie się z tobą stanie, bracie!

-Andrzej! - Mama klasnęła w dłonie!

-Cóż? Proponujesz wysłanie chłopca do sierocińca?

-Nie, w każdym razie. Po prostu nie spodziewałem się tego po tobie! Jeszcze raz…

- Dlatego zdecydujemy, jutro Joanna i ja pójdziemy na policję, napiszemy oświadczenie, pójdziemy do sierocińca, dowiemy się wszystkiego. A jeśli rzeczywiście jest sierotą, zrobimy adopcję. A teraz wszyscy idziemy spać!

Tak, nie bardzo! Rano poszliśmy z ojcem na policję. Tam ojciec dowiedział się o adresie sierocińca, z którego wyruszył w poszukiwaniu swojej matki Aleksander. W sierocińcu mieliśmy ogromne szczęście, była tam dyrektorka i nawet zgodziła się z nami porozmawiać.

-Dzień dobry, jestem Andrzej, ojciec przedstawił się. W naszym małym mieście mój ojciec był znany i szanowany przez wielu. Jestem tu w sprawie zniknięcia twojego podopiecznego Aleksandra.

-Aleksander został znaleziony? Jest z nim w porządku!

-Tak, wszystko w porządku. Czy masz zdjęcie dziecka?

-Czemu?

-Cóż, żeby się nie zdarzyło, że będziemy rozmawiać o innym Aleksandrze.

Po przeszukaniu kartoteki z aktami osobowymi uczniów dyrektorka wręczyła nam zdjęcie. Nasza Aleksander była na tym.

-Aleksander, ludzkie dziecko! Zawołałam.

-Opowiedz nam o tym! Zapytał mój ojciec.

-Co powiedzieć? Jak wszyscy, matka urodziła, wyrzuciła do szpitala położniczego, trafił do domu dziecka, został adoptowany w wieku sześciu miesięcy. Nie wiem, co się tam stało z jego przybranymi rodzicami, tylko ojciec ich porzucił, a mama nie myślała o niczym innym, jak o przecięciu żył. A co ona sobie pomyślała? I? Czy myślała o dziecku? Nie, to jest to samo! Krzyczał przez prawie dwa dni, aż sąsiedzi się irytowali. Zawołali policjanta, otworzyli drzwi, a tam matka leżała martwa, a Aleksander czołgał się w pobliżu. Głodny, zmarznięty zabrali go z domu i przywieźli do nas. Oto przypadki, dwukrotnie został zdradzony, dwukrotnie wyrzucony! A czemu pytasz? A po co ci to?

-Tak, tutaj postanowiłem adoptować z żoną tego chłopca, córka dorosła, a my mamy jeszcze siłę, wychowamy go!

-Wyobrażasz sobie, co zamierzasz zrobić? Dziecko nie jest zabawką, którą można się znudzić i porzucić.

-Nie tłumacz mi tego. Wiem.

-Pozwól mi zapytać, Skąd? Z książek, filmów?

Nie mogłam już tego znieść.

-Z życia, wiesz, z życia! Jestem też z sierocińca.

-Przepraszam, nie wiedziałam. To jest zupełnie inna sprawa. Tak, zapisz, jakich dokumentów będziesz potrzebować.

Dyktowała, jej ojciec pilnie nagrywał. Kiedy skończyła z papierami, ojciec zapytał dyrektorki.

-Czy Aleksander może mieszkać z nami przed adopcją?

-Cóż, w ogóle nie może. Jednak prawa są tworzone, aby je łamać. Niech żyje z wami.

Postaram się pomóc i przyspieszyć adopcję.

-Dziękuję, bardzo dziękuję. I do zobaczenia wkrótce.

Po pożegnaniu wróciliśmy do domu. Milczeliśmy przez całą drogę, wszyscy pogrążeni we własnych myślach. W domu czekała nas niespodzianka. Ledwie dotknełam przycisku dzwonka, gdy drzwi się otworzyły i lśniący Aleksander poleciał w moim kierunku jak kula.

-Mam matkę! Nigdy nie zapomnę jego błyszczących oczu i drżącego z radości głosu.

-To nie wszystko, bracie, znalazłeś nie tylko mamę, ale i tatę.

Mój ojciec stał za mną, kucnął i machnął do niego ręką.

-Chodź, synu!

Tato, tato, uroczy. Gdzie ty i mama byliście tak długo? Szukałem Cię, czekałem na Ciebie. Łzy napłynęły mi do oczu. Mama wstała i płakała.

-Cóż, nad czym płaczesz? Powinieneś być szczęśliwy i płaczesz!

-To jest silniejsze ode mnie, synu.

-Aleksander, czy wiesz, kto to jest? - Ojciec wskazał na mnie palcem.

-Kto? - zapytał szeptem Aleksander.

-Twoja siostra!

Jak informował portal "Życie": NA SYNA ZENKA MARTYNIUKA SPADŁA MOCNA KRYTYKA ZE STRONY GWIAZDY TVN. TO, CO POWIEDZIAŁ TO DLA DANIELA PRAWDZIWY LODOWATY PRYSZNIC

Przypomnij sobie: JANUSZ KORWIN-MIKKE ZASKOCZYŁ PODCZAS WIELKIEJ UROCZYSTOŚCI. TO, CO ZAŁOŻYŁA JEGO ZNACZNIE MŁODSZA ŻONA PRZECHODZI POJĘCIE, TO NIESAMOWITE

Portal "Życie" pisał również: OLGA BOŃCZYK PRZYZNAŁA, DLACZEGO NIGDY NIE ZDECYDOWAŁA SIĘ NA DZIECI, POWODY SĄ ZDUMIEWAJĄCE! ARTYSTKA WYJAWIA KULISY SWOJEGO ŻYCIA PRYWATNEGO