Dwa miesiące temu pożegnaliśmy jednego z najlepszych artystów. Choć nie ma go już z nami fizycznie, dzięki swojej twórczości pozostanie w naszych sercach na długo. 55 letni artysta był serdecznym kolegą Donalda Tuska.
Maciej Kosycarz był popularnym gdańskim fotografem. Prywatnie był też przyjacielem Donalda Tuska. Były premier wspomniał swojego przyjacielawe wzruszającym wpisie na Twitterze.
"Nie żyje Maciek Kosycarz, mój serdeczny kolega, świetny fotograf i bardzo dobry człowiek. Pomódlcie się za niego" – zaapelował na swoim profilu przyjaciel zmarłego artysty Donald Tusk.
Żona Kosycarza w wywiadzie dla "Wyborczej"
- Kiedy Maciek się dowiedział, że ma zmiany na trzustce, w ciągu dwóch miesięcy poddał się wielu badaniom diagnostycznym. Niektóre wyniki wykluczały się. Jedni lekarze mówili o konieczności usunięcia zmian, inni żeby jeszcze obserwować. Maciek podjął trudną decyzję o operacji. Być może gdyby się jej nie poddał, rozmawiałby teraz z nami. Do szpitala pojechał wypoczęty, silny, uśmiechnięty. Wsiadł z walizeczką do pociągu do Warszawy. Niedługo wcześniej wróciliśmy z fantastycznych wakacji z grupą znajomych. To miała być poważna, ale dość rutynowa operacja - powiedziała żona Macieja Kosycarza podczas rozmowy z "Gazetą Wyborczą".
Jak się później okazało mężczyzna był w dużo gorszym stanie niż zakładali lekarze.
- Wszystko było dobrze, Maciek wracał do zdrowia. Wysyłał wiadomości do znajomych, że jest OK. W poniedziałek pomogłam mu się wykąpać, umyłam i rozczesałam mu włosy, ogoliłam go. Był jeszcze osłabiony, ale dochodził do siebie. Wieczorem zaczął dziwnie mówić, nielogicznie. Powiedziałam lekarzom, że coś jest nie tak. Stwierdzili, że to po morfinie. Choć już jej nie dostawał, brał inne silne leki przeciwbólowe - wspomniała żona zmarłego fotografa.
Nagle stan mężczyzny uległ drastycznemu pogorszeniu. Wszystko dlatego, że złapał sepsę.
- Byłam przekonana, że Pan Bóg nas wysłucha, przecież tylu ludzi o to prosiło. Wydawało się to takie proste: Maciek jest silny, wystarczy, żeby pokonał sepsę. W środę wieczorem, dwudziestego drugiego dnia pobytu Maćka na OIOM-ie, zadzwonił lekarz, że sytuacja jest bardzo zła. Lekarz przyłożył swój telefon Maćkowi do ucha. Był przy mnie Konrad, nasz syn. Córka, Kinga, połączyła się z nami przez czat wideo. Błagaliśmy, żeby się nie poddawał. Wciąż wydawało nam się, że będzie dobrze, że z tego wyjdzie. W czwartek rano wyjechałam z bratem i synem samochodem do Warszawy. Na stacji benzynowej odebrałam telefon ze szpitala: "Czy ma pani kogoś do opieki? Pani mąż nie żyje". Po chwili wzięłam do ręki komórkę i napisałam: "Kochani. Maciek odszedł robić zdjęcia Panu Bogu" - wyznała żona zmarłego fotografa.
Może zainteresuje Cię to: OGROMNE ZMIANY WEJDĄ W ŻYCIE JUŻ 6 CZERWCA. WSZYSTKO ZA SPRAWĄ WAŻNEJ DECYZJI RZĄDU. O CZYM MOWA
Polecamy także: MAŁOPOLSKA: KORONAWIRUS JEDNAK NIE ODPUSZCZA. MINISTERSTWO PODAJE NOWE DANE
Portal "Życie" informował o: NOWE ZALECENIA DOTYCZĄCE PRZYJĘĆ RODZINNYCH. JAK ODBYWAĆ SIĘ BĘDĄ WESELA I INNE UROCZYSTOŚCI W NAJBLIŻSZYM CZASIE