Powrót Macieja Orłosia do "Teleexpressu" po 8 latach niemal natychmiast okrzyknięto "wiadomością roku". Euforia jednak szybko prysła, ustępując miejsca fali krytyki i spadającej oglądalności. Wielkanocna emisja programu stała się zaś gwoździem do trumny tej medialnej telenoweli.
4 stycznia 2024 roku Maciej Orłoś triumfalnie powrócił do "Teleexpressu". Eksperci i widzowie jednogłośnie oklaskiwali jego występ, wróżąc programowi świetlaną przyszłość. Nadzieje te okazały się płonne. Karuzela afer wokół Marka Sierockiego i Krzysztofa Ziemca, połączona z niesatysfakcjonującą formułą programu, odstraszała coraz większe grono odbiorców, informuje Pomponik.
Wielkanocne wydanie "Teleexpressu" miało być chwilą wytchnienia i odrodzenia. Nic nie zapowiadało katastrofy. Orłoś rozpoczął program z optymizmem, witając widzów w świątecznym nastroju. Już po pierwszym materiale ujawniła się jednak skala dramatu. Awaria dźwięku uniemożliwiła emisję materiałów, a Orłoś zmuszony był do żałosnych tłumaczeń i improwizacji.
Pomimo usilnych starań prowadzącego, kolejne próby wyświetlenia materiałów kończyły się fiaskiem. W końcu, niczym zbawienie, na ekranie zagościło logo TVP, a "Teleexpress" powrócił… bez dalszych wpadek. Pozostał jednak niesmak i gorzki żal po zmarnowanej szansie.
To też może cię zainteresować: Zaskakująca wpadka w "Dzień dobry TVN". Takich słów nikt nie oczekiwał
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Książę Harry wyciąga rękę do Williama. Napisał do niego wiadomość. Czy to wystarczy