W listopadzie 2014 roku w Ostrowie Lubelskim 91-letnia pani Janina została uznana za zmarłą, a kilka godzin później... obudziła się w kostnicy. „Było mi zimno, leżałam w worku” – wspominała kobieta. Lekarze nazwali to przypadkiem syndromu Łazarza – zjawiska, które wciąż pozostaje jedną z największych tajemnic medycyny.

Uznana za zmarłą – dramat w Ostrowie Lubelskim

6 listopada 2014 roku pani Janina straciła przytomność, leżąc w swoim łóżku. Bliscy nie wyczuli pulsu ani oddechu. – „Miała zaciśnięte usta, zimne nogi, nie oddychała” – relacjonowała opiekunka, pani Bogumiła, która natychmiast wezwała pogotowie, pisze Super Express.

Na miejsce przybył lekarz rodzinny, który po dokładnych badaniach stwierdził zgon. Wystawiono akt zgonu, a o godzinie 12 ciało kobiety zostało zabrane przez pracowników zakładu pogrzebowego do chłodni. Rodzina rozpoczęła przygotowania do pochówku – wydrukowano klepsydry, ustalono termin pogrzebu i omówiono szczegóły z księdzem.

Nikt nie spodziewał się, że tej samej nocy do drzwi zapuka… sama „zmarła”.

„Było mi zimno, leżałam w worku”

O północy w domu pani Bogumiły rozległo się głośne pukanie. Kiedy otworzyła drzwi, zamarła. – „Zobaczyłam babcię otuloną w koc. Była przeraźliwie zziębnięta, do rana rozgrzewaliśmy ją termoforem i gorącą herbatą” – opowiadała kobieta.

Pani Janina później przyznała, że pamięta jedynie moment przebudzenia.

– „Było mi zimno, leżałam w worku, ruszałam nogami i rękami, jęczałam. Wtedy ktoś mi pomógł, dał koc i odwiózł do domu” – mówiła po wszystkim.

Choć trudno sobie wyobrazić, co przeżyła, starsza kobieta zachowała spokój. Była przekonana, że po prostu zasnęła i obudziła się... w swoim łóżku.

Lekarka była pewna zgonu

Lekarka, która stwierdziła śmierć kobiety, do dziś nie potrafi wyjaśnić tego zdarzenia.

– „Zbadałam puls, tętnicę szyjną, osłuchałam serce i płuca, sprawdziłam źrenice. Wszystkie objawy wskazywały na zgon. Byłam absolutnie pewna, że pacjentka nie żyje” – mówiła w rozmowie z mediami.

Pracownicy zakładu pogrzebowego również nie zauważyli żadnych oznak życia. Dopiero po kilku godzinach, w chłodni, ciało zaczęło się poruszać. Zaskoczeni pracownicy natychmiast wezwali pomoc.

Czym jest syndrom Łazarza?

Zjawisko, którego doświadczyła pani Janina, lekarze określają mianem syndromu Łazarza – od biblijnej postaci wskrzeszonej przez Jezusa. To niezwykle rzadki przypadek, w którym po zatrzymaniu krążenia i nieudanej reanimacji dochodzi do samoistnego wznowienia pracy serca.

Naukowcy tłumaczą ten fenomen kilkoma możliwymi przyczynami:

  • opóźnionym działaniem leków podawanych podczas reanimacji,
  • nagłym spadkiem ciśnienia w klatce piersiowej po zaprzestaniu uciskania serca,
  • albo błędnym uznaniem pacjenta za zmarłego, gdy jego funkcje życiowe były skrajnie spowolnione.

Odnotowano na świecie zaledwie kilkadziesiąt takich przypadków.

Cud, nauka czy przypadek?

Pani Janina przeżyła jeszcze dwa lata po tym niezwykłym wydarzeniu – zmarła w 2016 roku w wieku 92 lat. Jej historia do dziś pozostaje jednym z najbardziej niepojętych przypadków w polskiej medycynie.

Dla lekarzy to przykład granic ludzkiego poznania. Dla innych – prawdziwy „cud życia”.

To też może cię zainteresować: Nawrocki nie gryzł się w język u Holeckiej. Zdumiewające słowa o Ziobrze

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Myślałam, że mąż mnie zdradza": Prawda, którą odkryłam, okazała się o wiele gorsza