Że to, kim jestem i jak ciężko pracuję, stanie się dla niej powodem do wstydu, a nie dumy.
A przecież wszystko, co robiłam — robiłam dla niej.

Zosia od dziecka była zdolna, ambitna, pełna marzeń. Kiedy inni bawili się na podwórku, ona czytała książki i mówiła, że zostanie lekarką. Ja wierzyłam w nią bezgranicznie. Nie miałam pieniędzy, ale miałam wiarę i determinację.

Po śmierci męża zostałyśmy same. Z jedną pensją, jednym łóżkiem i tysiącem rachunków do zapłacenia. Zaczęłam sprzątać w szkole, bo to była praca pewna, blisko domu. Nie wstydziłam się. Wiedziałam, że każda złotówka przybliża moją córkę do jej celu.

Kiedy Zosia dostała się na medycynę, płakałam z radości. Wszystkie lata wyrzeczeń miały sens. Sprzątałam po lekcjach, brałam dodatkowe dyżury, zbierałam butelki po imprezach — żeby tylko wystarczyło na akademik, książki, życie.


Zosia dzwoniła rzadko, ale zawsze mówiła:


– Mamo, dzięki tobie jestem tu, gdzie jestem.


I to mi wystarczało.

Pewnego dnia pojechałam do niej do miasta. Chciałam zrobić jej niespodziankę – przywiozłam słoiki z domowym bigosem, sernik i czapkę, którą sama wydziergałam. Wysiadłam z autobusu, pełna dumy i wzruszenia. Kiedy ją zobaczyłam, serce mi zamarło.

Stała z grupą studentów przed uczelnią.


Zobaczyła mnie, a jej twarz stężała.


– Mamo, co ty tu robisz?! – syknęła cicho, rozglądając się, czy ktoś nie patrzy.


– Przyjechałam cię odwiedzić, kochanie, przywiozłam coś dobrego…


– Mamo, mówiłam, żebyś nie przyjeżdżała bez uprzedzenia!


– Ale ja…


– I po co ten fartuch? – dodała, patrząc na moją starą torbę. – Wyglądasz jak… no… sprzątaczka.

Zamurowało mnie. Nie wiedziałam, że tak bardzo się tego wstydzi.

Nie pamiętam, co mówiłam w drodze powrotnej. W oczach miałam łzy, a w sercu pustkę.
Całą noc płakałam — nie z żalu, że mnie zraniła, ale z poczucia, że wychowałam ją na kogoś, kto nie rozumie, czym jest godność.

Przez kolejne tygodnie nie dzwoniła. Dopiero po miesiącu napisała:

„Mamo, przepraszam. Byłam głupia. Koleżanki widziały cię wtedy i zaczęły się śmiać, że masz mamę sprzątaczkę. Wstydziłam się, ale nie ciebie. Siebie. Bo nie umiałam się tobą pochwalić.”

Kiedy przyjechała na święta, długo mnie przytulała. Powiedziała, że już nikomu nie pozwoli źle mówić o mojej pracy. Że to dzięki mnie będzie kiedyś mogła leczyć ludzi i ratować życie.

I choć rana we mnie została, dziś wiem jedno:


Nie wstydzę się tego, kim jestem. Bo uczciwa praca — choćby najskromniejsza — jest więcej warta niż cudze opinie.

Córka wstydzi się, że sprzątam w szkole. Ale to ja płacę za jej studia i marzenia. Bo miłość matki nie ma granic.


Nawet wtedy, gdy boli.

To też może cię zainteresować: Marcin Hakiel ujawnił mail od Katarzyny Cichopek. Jego odpowiedź zaskakuje wszystkich

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Zapłaciła fortunę za turnus w sanatorium. Skończyło się rozczarowaniem