Miała w sobie coś, co sprawiało, że każdy mężczyzna w pobliżu tracił rozum. Uśmiech, głos, spojrzenie — wszystko w niej krzyczało: „Niebezpieczna”. Ale ja, jak głupi, uznałem, że to tylko pozory.


Powiedziała, że ma za sobą trudne życie. Dwóch mężów, obaj nie żyją.


– Los mnie nie oszczędza – mówiła, ocierając łzę.


Wtedy nie wiedziałem, że to ja będę jej trzecią ofiarą.

Na początku była cudowna. Zakochana, troskliwa, pełna pasji. Gotowała, śmiała się, planowała wspólną przyszłość. Czułem się przy niej jak młody bóg.


Znajomi ostrzegali:


– Uważaj, stary. Z nią coś nie gra.


Nie słuchałem. Bo przecież miłość ślepi.

Wzięliśmy ślub po pół roku znajomości. Ja, wdowiec z domem po rodzicach, i ona — piękna kobieta z przeszłością, której nie chciałem poznawać zbyt głęboko.

Zaczęło się niewinnie. Zamknięte rozmowy przez telefon. Znikające pieniądze z konta. Ciche wyjścia wieczorem, „bo musi przewietrzyć głowę”.


A potem pojawiły się pogłoski. Ludzie mówili, że jej pierwszy mąż zginął w wypadku — tuż po tym, jak przepisał na nią dom. Drugi miał umrzeć na zawał, dzień po podpisaniu polisy na jej rzecz.

Kiedy zapytałem, roześmiała się:


– Chcesz powiedzieć, że jestem czarną wdową?


Wtedy też się uśmiechnąłem. Dziś wiem, że powinienem uciec.

Z czasem zamieniła dom w pole walki. Każde słowo było dla niej zaczepką, każda próba rozmowy — pretekstem do kłótni. Potrafiła płakać w jednej chwili, a w następnej rozbijać talerze.


Zamknęła mnie w pułapce. Mój dom stał się jej twierdzą, a ja w nim tylko gościem.

Pewnej nocy obudził mnie dym. W kuchni paliła się zasłona. Ona stała przy oknie z kieliszkiem wina i patrzyła, jak ogień sięga sufitu.


– Uważaj – powiedziała chłodno. – Życie bywa kruche.

Kilka tygodni później dostałem list z ubezpieczalni. Ktoś zgłosił polisę na moje nazwisko.
Nie ja.

Wtedy zrozumiałem. To nie był przypadek, że się mną zainteresowała. Byłem kolejnym „projektem”, kolejnym źródłem pieniędzy, które miało umrzeć w dogodnym momencie.

Zgłosiłem wszystko na policję. Ale dowodów było mało — zbyt mało, by ją skazać.

Wyprowadziłem się w nocy, zostawiając wszystko — dom, konto, spokój. Za żonę wziąłem sobie babę z piekła rodem. Na koncie miała już spadki po dwóch mężach. Teraz przyszła kolej na mnie.

Uciekłem w porę. Ale czasem budzę się w środku nocy i słyszę jej głos w głowie:

– Jeszcze się spotkamy, kochanie.

I wtedy wiem, że nie uciekłem od niej naprawdę. Bo piekło, które przyniosła do mojego życia, już dawno zapuściło korzenie we mnie.

To też może cię zainteresować: Nie wytrzymał po stracie żony. Decyzja Ryszarda Rynkowskiego poruszyła fanów do łez

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Teresa Lipowska nie pojawi się na ślubie Kasi Cichopek i Macieja Kurzajewskiego. "Nie mam zaproszenia, ale i tak bym nie poszła"