Dlatego kiedy po raz pierwszy przyprowadziła go do domu, serce mi stanęło.

On – stary, zniszczony życiem, w podartych ubraniach, z twarzą pooraną zmarszczkami i oczami, które bardziej przypominały bezdomnego niż kandydata na partnera.

Pomyślałam: „To jakiś żart. Chwilowa fanaberia. To nie może być na serio.”

Ale nie – to było na serio. Ona patrzyła na niego tak, jak dziewczyna patrzy na księcia z bajki. Trzymała go za rękę, uśmiechała się. Byłam w szoku, a gniew dusił mnie od środka.

– Dziecko, czy ty kompletnie oszalałaś? – rzuciłam. – Prowadzasz się z jakimś obdartusem, a na świecie tylu porządnych mężczyzn.

Myślałam, że były mąż mnie poprze. Że powie to samo, że stanie po stronie rozsądku. Ale on tylko wzruszył ramionami.

– Ważne, że jest szczęśliwa – odparł.

Zamarłam. Czy oni zupełnie zidiocieli?

Od tamtej chwili w domu nie ma spokoju. Córka oskarża mnie o brak serca. Były mąż mówi, że przesadzam. A ja czuję się jak jedyna trzeźwa osoba w świecie, w którym wszyscy postanowili zgłupieć.

Nie potrafię spać. W głowie mam obraz jej młodej twarzy przy jego starych dłoniach. Widzę przyszłość, w której ona pielęgnuje go zamiast budować swoje życie. Przyszłość, w której jej młodość zostaje zmarnowana przez człowieka, który nie ma jej nic do zaoferowania.

Nie wiem, czy to ja jestem ślepa, czy oni. Czy naprawdę miłość jest tak silna, że nie liczy się nic – ani wiek, ani wygląd, ani przyszłość?

Ale jedno wiem na pewno: czuję, że tracę córkę. I może największy dramat polega na tym, że nie umiem już odróżnić, kto tutaj naprawdę zwariował.

To też może cię zainteresować: Agnieszka Fitkau-Perepeczko nie przebierała w słowach. "Ludzie mają pusto w głowach"

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Mam 65 lat i wyszłam za mąż": Dzieci mnie potępiły, ale i mnie należy się od życia szczęście