Ale życie potrafi być przewrotne. Gdy Wanda zaszła w ciążę, wszystko zaczęło się zmieniać. Przez dziewięć miesięcy noszenia dziecka, doświadczała nie tylko radości z nadchodzącego macierzyństwa, ale także bólu i dyskomfortu, który przychodził wraz z każdym dodatkowym kilogramem.
Ja sama miałam swoje doświadczenia związane z ciążą – wiedziałam więc doskonale, przez co przechodzi Wanda. Z perspektywy matki czułam ogromne współczucie dla niej; starałam się ją wspierać tak bardzo, jak mogłam. Kiedy Kacper zaczął narzekać na ciężar rodzicielstwa, nadwagę żony oraz domowe obowiązki spoczywające wyłącznie na jej barkach, moja cierpliwość miała swoje granice.
„Jesteś ojcem czy wyszedłeś na spacer?” – pytałam go bez ogródek podczas jednej z naszych kłótni o to jak niewiele robił dla Wandy i naszego wnuka. „Ona jest na urlopie macierzyńskim!” – wołał ze wzburzeniem w głosie; jednak nie dostrzegał tego ogromnego trudu, jaki wkładała Wanda w małżeństwo.
Kiedy urodziło się dziecko i świat Wandy nabrał nowego sensu, (choć pełnego chaosu), ja oraz moja córka postanowiłyśmy pomóc jej, jak tylko potrafimy. Byłyśmy blisko niej w najtrudniejszych chwilach: ja wzięłam dwutygodniowy urlop od pracy, żeby móc być przy wnuku; córka również dołączyła do nas później.
Jednak Kacper był daleko od ideału ojca; myśląc jedynie o swojej pracy i własnych potrzebach zapominał o tym co znaczy być wsparciem dla partnerki w czasie tak wymagającym jak narodziny dziecka. Każdego dnia widziałam jego ignorancję wobec trudności Wandy; słyszałam jej łkanie.
Po pewnym czasie relacje między nimi zaczęły drżeć niczym gałęzie drzew przed burzą - aż do momentu kiedy Kacper podjął decyzję o rozwodzie. Wanda zgodziła się ze łzami w oczach; rozumiałam ją doskonale - chciałam ją chronić przed kolejnymi ranami zadanymi przez mojego syna.
Zdecydowaliśmy jako rodzina wspierać Wandę finansowo; walczyliśmy razem o alimenty zarówno dla niej samej jak i dla naszego wnuka – bo wiedzieliśmy, że sama nie da sobie rady jako samotna matka bez żadnej pomocy ze strony swojego byłego męża.
Czas mijał, a ona powoli wracała do zdrowia psychicznego i fizycznego; zaczynała odnajdywać siebie po tym wszystkim, co przeszła dzięki terapii oraz systematycznej pracy nad sobą - chudnąc, a zarazem odkrywając nowy styl życia.
Wreszcie nadszedł dzień kiedy Kacper przypadkiem spotkał Wandę odbierającą ich syna z przedszkola - oszołomiony jej metamorfozą zdał sobie sprawę, że coś niezwykłego właśnie miało miejsce: ona kwitła! Piękniejsza niż kiedykolwiek wcześniej! Jakby rzuciwszy wszystkie obciążenia za sobą, postanowiła stanąć mocno u boku samej siebie.
Kacper natychmiast zaczął dzwonić do niej częściej – wysyłał kwiaty, próbując odzyskać miłość, którą sam stracił swoją ignorancją. Ale Wanda? Cóż… Ona już nie pragnęła jego uwagi ani miłości – wiedziała, jakie były prawdziwe intencje jej byłego męża, a także znała bolesne sekrety ich relacji.
Nie będąc pewna, czy powinna mu zaufać ponownie, dystansowała się od niego, mimo że pozwala mu widzieć ich syna tak często, jak chce... I dobrze! A ja? Ja nadal obserwuję te wydarzenia ze spokojem starej matki, patrząc na to wszystko z boku- mam nadzieję, że moja synowa znajdzie lepszego męża i ojca dla mojego wnuka.
Zerknij: Duże, słodkie, bez pęknięć. Co dodać do dołka podczas sadzenia pomidorów