Kiedy zaczęliśmy się spotykać, wciąż miałam nadzieję, że w końcu nauczy się pięknie o mnie dbać, dawać mi kwiaty i wykonywać romantyczne gesty. Ale szybko stało się jasne, że oczekiwanie uprzejmości i romantyzmu było daremne.

Zrezygnowałam nawet sama z siebie. Bo mężczyznę wybiera się nie przez pryzmat jego zdolności do pokazu fajerwerków, ale przez to, jak postrzega życie, jak się dogadujecie i jakie są wasze wspólne cele.

Więc jeśli nie daje kwiatów, to co z tego? Sama mogę kupić róże. Jeśli nie umie wybierać prezentów, to lepiej nie mieć niespodzianek niż kolejną chusteczkę czy figurkę aniołka. Koleżanki śmiały się ze mnie: "Co za facet! Nawet nie przynosi ci bukietu na urodziny! A ja odpowiadałam: "A tak przy okazji, twój zdradza. Mój, choć nie jest romantykiem, jest wierny".

Kocha też swoją teściową, co jest rzadkością. Moje przyjaciółki tylko parsknęły śmiechem, bo każda z nich wiedziała, jakie są "grzeszki" ich facetów. W tym roku jednak, w Walentynki, Staś nagle oznajmił, że chce mi zrobić niespodziankę. "Nigdy ci nie mówiłem, jak bardzo cię kocham, jak bardzo jestem ci wdzięczny za wszystko... Chcę ci dać prezent, który zapamiętasz!"

Byłam zaskoczona, ale nie okazywałam tego. "Cóż, dzięki, oczywiście... Ale czy na pewno sobie poradzisz? W końcu masz zerowe doświadczenie." Staś wyprostował się, wypiął pierś: "Czy ja nie jestem mężczyzną, czy co?"

Moja ciekawość wzięła górę — co miał na myśli? Może biżuterię? Od dawna sugerowałam, że nie miałabym nic przeciwko nowym kolczykom lub bransoletce. Może romantyczna kolacja? Chociaż nie — dla Stasia to już coś z kategorii "hollywoodzkiej fikcji".

Stas rano zrobił wszystko, co w jego mocy - przyniósł mi śniadanie do łóżka. To prawda, śniadanie składało się z filiżanki kawy i przypalonych jajek. Kiedy skończyłam kawę, mąż wziął mnie za rękę i uroczyście zaprowadził do salonu. "Czeka na ciebie wielka niespodzianka!" Weszłam do środka, a tam... nic. Ani jednego pudełka, ani jednego śladu prezentu. Spojrzałam na męża ze zdziwieniem, a on wskazał na róg: "Tam!"

Spojrzałam i zobaczyłam kilka balonów, zwykłych balonów. Żadnych napisów, żadnych kształtów serca. Po prostu czerwone i niebieskie balony związane razem. Szczęka mi opadła. Pomyślałem: no cóż, może to pudełko z dołączoną dekoracją? A może w środku jest niespodzianka?"

Nie było pudełka, nie było paczki, nie było nawet cukierka. Staś patrzył na mnie z błyskiem w oku. "No i?" nie wytrzymał. Nawet nie wiedziałam, co powiedzieć. "Wow... Niespodzianka... Nie dostałam takiego prezentu, odkąd skończyłam sześć lat. To był ostatni raz, kiedy dostałem balony...

-Proszę! Wiedziałem! - mężczyzna wykrzyknął entuzjastycznie. - Nikt nigdy cię tak nie zaskoczył, prawda? - Jest, jak jest... - powiedziałam. Co z tego, że próbował? To i tak było rozczarowanie. Otrzymałam prezent, ale nim nie był. To tyle, jeśli chodzi o Walentynki. To było totalne rozczarowanie.

Nie przegap: Kajra i Sławomir dali przykład romantyczności. Na nagraniu nie byli sami

Zerknij: Kampania prezydencka Karola Nawrockiego budzi wątpliwości. Co dalej w obliczu zarzutów