Kiedy wychodziłam za Marka, byłam pewna, że znalazłam miłość swojego życia. Był czuły, troskliwy, zawsze uważny na moje potrzeby. Pierwsze lata naszego małżeństwa były pełne miłości i zrozumienia. Ale z każdym kolejnym dzieckiem coś się zmieniało. A teraz, będąc w trzeciej ciąży, czuję, że stałam się kimś, kto istnieje tylko po to, by spełniać jego oczekiwania – matką jego dzieci i kobietą dbającą o dom. A gdzie w tym wszystkim jestem ja?
Każdy mój dzień wygląda tak samo. Budzę się wcześnie, przygotowuję śniadanie dla dzieci i Marka, sprzątam po nich, odprowadzam do szkoły i przedszkola, robię zakupy, gotuję obiad, sprzątam dom. Wieczorem, kiedy już wszystko jest zrobione, siadam na chwilę, by odpocząć, ale wtedy Marek pyta:
– „Dlaczego pranie nie jest jeszcze rozwieszone? Mogłabyś to zrobić teraz, skoro masz chwilę?”
Czasem zastanawiam się, czy on zauważa, że jestem w ciąży. Że każdy dzień to dla mnie walka – z bólem pleców, z mdłościami, z wyczerpaniem. Ale Marek zdaje się tego nie widzieć. Dla niego jestem po prostu „dzielna”, a dzielne kobiety nie narzekają.
Najtrudniejsze są wieczory. Kiedy dzieci zasypiają, a ja marzę tylko o tym, by Marek zapytał, jak się czuję, zamiast tego słyszę:
– „Zrób mi herbatę, proszę. I przynieś jeszcze coś do jedzenia.”
Czuję, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie mówię nic. Bo co mogłabym powiedzieć? Że czuję się niewidzialna? Że marzę, by choć raz usłyszeć: „Dziękuję”? Że jestem zmęczona, wyczerpana i samotna, choć mam męża i dzieci?
Ostatnio próbowałam z nim porozmawiać. Powiedziałam, że czuję się przemęczona, że potrzebuję jego wsparcia. Spojrzał na mnie, jakbym mówiła w obcym języku.
– „Ale przecież ty zawsze świetnie sobie radzisz. Poza tym, ja pracuję cały dzień, a ty jesteś w domu. Czego więcej potrzebujesz?”
Te słowa były jak cios. Marek naprawdę uważał, że bycie w domu to żadna praca. Że opieka nad dziećmi, prowadzenie domu i radzenie sobie z ciążą to nic w porównaniu z jego „prawdziwą” pracą. A ja? Kim jestem w jego oczach?
Kilka dni temu, podczas sprzątania, znalazłam na strychu stare zdjęcia z naszego ślubu. Patrzyłam na siebie – młodą, uśmiechniętą kobietę, pełną nadziei na przyszłość. Czy tamta dziewczyna mogłaby uwierzyć, że jej życie potoczy się w ten sposób? Że stanie się kimś, kto dba o wszystkich, ale nikt nie dba o nią?
Dziś próbuję znaleźć w sobie siłę, by coś zmienić. Bo wiem jedno – jeśli tak dalej będzie, stracę resztki siebie. Kocham moje dzieci, ale chcę być dla nich kimś więcej niż tylko matką, która zawsze jest zmęczona i smutna. Chcę, żeby zobaczyły, że kobieta zasługuje na szacunek, wsparcie i miłość.
Czy Marek to zrozumie? Czy jeszcze mnie zauważy? Nie wiem. Ale wiem, że muszę spróbować walczyć o siebie, bo jeśli tego nie zrobię, pewnego dnia obudzę się jako ktoś, kogo sama nie rozpoznam.
To też może cię zainteresować: Edward Gierek o pielgrzymce Jana Pawła II. Jego wspomnienia zaskakują
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Znalazłam w samochodzie męża drogie damskie perfumy": Myślałam, że to prezent dla mnie, ale okazało się, że dla kochanki