Siedzę w pustym mieszkaniu, patrząc na zdjęcie wnuków, które stoi na półce. Ich uśmiechnięte twarze przypominają mi chwile, gdy byłam częścią ich życia. Kiedy odbierałam ich ze szkoły, gotowałam im ulubione naleśniki z dżemem, czytałam bajki na dobranoc. Ale teraz te chwile wydają się jak odległe wspomnienia z innego życia. Moja córka, Marta, powiedziała mi wprost, że nie mam prawa ich widywać.
Kilka lat temu wszystko wyglądało inaczej. Marta była młodą matką, która została sama, gdy jej mąż odszedł do innej kobiety. Była załamana, zagubiona, nie wiedziała, jak poradzić sobie z wychowaniem dwójki dzieci i pracą. To ja byłam tą, która podtrzymywała ją na duchu, która była obok, gdy płakała po nocach.
– „Mamo, ja nie dam rady. Jak mam wychować dzieci bez niego?” – mówiła, a ja zawsze odpowiadałam:
– „Nie jesteś sama, Marto. Poradzimy sobie. Zawsze możesz na mnie liczyć.”
Sprzedałam swoje mieszkanie, żeby pomóc jej spłacić długi. Zamieszkałam z nią, żeby mogła pracować, a ja zajmowałam się dziećmi. To były trudne lata, pełne wyrzeczeń, ale wiedziałam, że robię to z miłości. Dla niej, dla wnuków.
A teraz, kilka lat później, Marta stanęła przede mną z chłodnym wyrazem twarzy. Miała nowego partnera, życie zaczęło się układać, ale nasza relacja zaczęła się psuć.
– „Mamo, musimy porozmawiać” – powiedziała pewnego dnia.
– „O czym, Marto?”
– „Nie chcę, żebyś więcej widywała dzieci. To moje życie, moja rodzina. Oni potrzebują stabilności, a ty ciągle próbujesz mnie kontrolować.”
Kontrolować? Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Jak mogła tak powiedzieć po wszystkim, co dla niej zrobiłam?
– „Marto, przecież wszystko, co robiłam, było dla was. Jak możesz mi to teraz odebrać?”
– „Mamo, to była twoja decyzja, żeby mi pomagać. Ale teraz to ja decyduję, co jest najlepsze dla moich dzieci. Nie chcę, żebyś się wtrącała w nasze życie.”
Słowa te były jak cios w serce. Patrzyłam na nią, próbując zrozumieć, co się stało z moją córką, z tą dziewczyną, która tak bardzo mnie potrzebowała, która mówiła, że jestem jej największym wsparciem.
Teraz siedzę tutaj, sama, bez wnuków, bez rodziny. Staram się znaleźć odpowiedzi na pytania, które nie dają mi spokoju. Czy naprawdę popełniłam błąd, pomagając jej, oddając wszystko, co miałam? Czy byłam zbyt obecna w ich życiu, tak bardzo, że poczuła się przytłoczona? A może po prostu nigdy nie powinnam oczekiwać wdzięczności?
Każdego dnia budzę się z nadzieją, że zadzwoni, że powie, iż zmieniła zdanie. Ale telefon milczy, a ja coraz bardziej czuję, jak między nami rośnie mur, którego nie potrafię przeskoczyć.
Patrzę na zdjęcie wnuków i zastanawiam się, czy kiedyś zrozumieją, że wszystko, co robiłam, było z miłości. Może kiedy dorosną, zapytają, dlaczego babcia nagle zniknęła z ich życia. A wtedy, mam nadzieję, Marta znajdzie w sobie odwagę, by powiedzieć im prawdę.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Syn powiedział, że nie ma dla mnie miejsca w swoim domu": A ja sprzedałam swoje mieszkanie, żeby miał pieniądze na jego kupno
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Kuba Badach w "Dzień dobry TVN" potwierdza krążące plotki. Chodzi o jego żonę Olę