Przez lata żyłam w cieniu codziennych obowiązków. Zajmowałam się domem, dziećmi, potem wnukami. Każdy dzień wyglądał tak samo – poranna kawa, zakupy, gotowanie obiadu, sprzątanie. Mój mąż, Zbigniew, zawsze powtarzał, że jestem jego podporą, że beze mnie wszystko by się rozpadło. Ale czasem czułam, jakby w tej roli zapomniał, że jestem też kobietą, że potrzebuję czegoś więcej niż tylko podziwu za to, jak dobrze radzę sobie w kuchni.
Pewnego dnia, przeglądając stare zdjęcia, zauważyłam, jak bardzo się zmieniłam. Na fotografiach z młodości byłam pełna życia – z promiennym uśmiechem, zadbaną fryzurą, ubrana w kolorowe sukienki. Teraz moje odbicie w lustrze było inne. Włosy matowe, twarz zmęczona, a w szafie same praktyczne rzeczy. Poczułam, że muszę coś zmienić, że chcę znów poczuć się jak ta kobieta ze zdjęć.
Podjęłam decyzję – poszłam do fryzjera i kosmetyczki. Wybrałam nową fryzurę, która odświeżyła mój wygląd, a kosmetyczka pomogła mi zadbać o cerę. Kiedy spojrzałam na siebie w lustrze, poczułam się inaczej – lżejsza, młodsza, bardziej pewna siebie. Wróciłam do domu z nadzieją, że Zbigniew to zauważy, że powie coś miłego, że przypomni sobie, dlaczego zakochał się we mnie przed laty.
Ale jego reakcja była zupełnie inna. Spojrzał na mnie krytycznym wzrokiem i powiedział:
– Po co to wszystko? Fryzjer, kosmetyczka... To tylko strata pieniędzy. Przecież jesteś już w takim wieku, że nie musisz się starać.
Jego słowa były jak uderzenie. Zamiast komplementu, który dodałby mi skrzydeł, poczułam, jakby ktoś je podciął.
– Zbyszku, czy naprawdę uważasz, że nie mam prawa o siebie dbać? – zapytałam cicho, czując, jak łzy napływają mi do oczu.
– Aniu, nie chodzi o to, że nie masz prawa – odpowiedział, wzruszając ramionami. – Po prostu myślałem, że nie potrzebujesz takich rzeczy. My mamy inne priorytety.
Te słowa zabrzmiały w mojej głowie jeszcze długo po naszej rozmowie. Czy naprawdę byłam tylko „dobrą żoną”, która nie ma prawa do własnych potrzeb? Czy wszystkie lata, które poświęciłam na dbanie o rodzinę, oznaczały, że teraz powinnam zapomnieć o sobie?
Przez kilka dni unikałam rozmów ze Zbyszkiem. Patrzyłam na siebie w lustrze, próbując znaleźć odpowiedź na pytanie, czy mam prawo być sobą. Czy to, że chcę czuć się piękna, jest zbyteczne? A może to ja musiałam się zmienić, dostosować do jego oczekiwań?
Pewnego wieczoru, po kolacji, zebrałam się na odwagę.
– Zbyszku, musimy porozmawiać – powiedziałam. – Czy naprawdę uważasz, że nie mam prawa o siebie dbać?
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem.
– Aniu, nie chciałem cię urazić. Po prostu... myślałem, że to nie jest dla ciebie ważne.
– Ale to jest ważne – przerwałam mu. – Przez całe życie dbałam o ciebie, o dzieci, o dom. Teraz chcę zadbać o siebie. Czy to tak dużo? Czy naprawdę zasługuję na krytykę za coś, co sprawia, że czuję się lepiej?
Zapadła cisza. Widziałam, że Zbyszek się waha. W końcu podszedł do mnie i ujął moje dłonie.
– Przepraszam, Aniu. Nie pomyślałem o tym w ten sposób. Jeśli to cię uszczęśliwia, to masz moje wsparcie.
Jego słowa były jak balsam na zranioną duszę. Zrozumiałam, że czasem trzeba walczyć o siebie – nawet w związku, który trwa od lat. Bo miłość to nie tylko wspólne życie, ale także wzajemne wsparcie w dążeniu do szczęścia. A ja, po raz pierwszy od dawna, poczułam, że znów jestem sobą.
To też może cię zainteresować: Małgorzata Trzaskowska przeszła metamorfozę. Nowa odsłona żony kandydata na prezydenta robi furorę
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: 6 lat temu stracił życie 100 metrów do swojego domu. Gwiazdy "Big Brothera" opłakiwały Janusza Dzięcioła na pogrzebie